Annie Leibovitz, najlepiej zarabiająca artystka fotografik na świecie, zalega ze spłatą pożyczki, jaką zaciągnęła w firmie Art Capital pod zastaw kamienicy w Greenwich Village oraz domu w stanie Nowy Jork. Ten kredyt wzięła na spłatę poprzedniego, sięgającego 15 mln dolarów. Art Capital domaga się przejęcia nieruchomości, negatywów i praw do zdjęć, które Leibovitz wskazała jako zabezpieczenie pożyczki. Termin spłaty wyznaczono na 8 września.
Dziennikarze „New York Magazine” i „New York Timesa”, którzy przestudiowali historię finansów Leibovitz, wskazują, że przyczyną jej kłopotów jest luksusowy styl życia. Jeszcze w latach 80. głośno było o kontrakcie reklamowym, który podpisała z American Express. Ta sama firma uznała ją za niewiarygodną i odmówiła wydania karty kredytowej.
Leibovitz szybko zyskała sławę – od początku lat 70. była fotografem „Rolling Stone’a”. Później związała się z pismami „Vogue” i „Vanity Fair”, uwieczniała najpopularniejsze, najbardziej wpływowe postaci. Właściciel „Vanity Fair” podpisał z nią rekordowy kontrakt – miała zarabiać nawet 5 mln dolarów rocznie. Otrzymywała też potężne sumy za inne zlecenia. Za współpracę z domem mody Louis Vuitton zarabiała 250 tys. dolarów dziennie.
Tylko na początku kariery wynajmowała niedrogie mieszkania na Manhattanie. Później kupiła domy w Ameryce i ekskluzywne mieszkanie w Paryżu. Mieszkała tam z pisarką Susan Sontag, swoją życiową partnerką, a także kucharzem, pokojówką, instruktorem jogi, niańką i ogrodnikiem. W Greenwich Village miała dwa domy i działkę wartą 2 mln dolarów. Wyjątkowo drogi jest jej styl pracy – obsesyjny, detaliczny profesjonalizm. Asystent Dan Kellen mówił „New York Magazine”, że Leibovitz nie interesują wydatki produkcyjne, ale piękne zdjęcia.
– Wysokie koszty jej pracy nie dziwią – ocenia Marek Grygiel, kurator wystawy zdjęć Leibovitz w Zamku Ujazdowskim w 1998 r. – Takie sesje to ogromny przemysł, wymagają sztabu ludzi, podróży. Z wizyty w Warszawie zapamiętałem ją jako skromną, nie miała wygórowanych wymagań. Odebrałem ją z lotniska moim dziesięcioletnim samochodem.