Shawn Levy nie należy do hollywoodzkiej ścisłej czołówki reżyserów komediowych. Ani jego „Różowa pantera”, w której głośne pierdzenie postaci nieraz zagłuszało wszelkie inne ekranowe odgłosy, ani dwie części „Nocy w muzeum” przeładowane efektami wygenerowanymi komputerowo – nie były sukcesem.

Wszystko wskazuje na to, że „Nocna randka” jest najlepszym, co Shawn Levy sygnował swoim nazwiskiem do tej pory. Film odniósł sukces komercyjny – dwukrotnie pokrył poniesione nań wydatki, a i krytycy byli dla niego dosyć łaskawi. Polscy dziennikarze nie mogą „Nocnej randki” ocenić, ponieważ to kolejny tytuł, jakiego nie pokazano prasie.

Zagraniczni odbiorcy – sarkając na sztampowość scenariusza – podkreślają dobry casting głównych ról. Fabularny ciężar spoczywa bowiem na Fosterach – Philu i Claire (w bardzo dobrej interpretacji Steve’a Carella i Tiny Fey). Ta para z New Jersey z długim małżeńskim stażem wpada w tarapaty podczas wieczoru na mieście, który – spędzany w modnej restauracji na Manhattanie – ma odświeżyć rutynę ich związku. Wzięci przez gangsterów za kogo innego muszą walczyć o życie.

Oczywiście obejrzymy w filmie obowiązkowe pościgi samochodowe, a to, co spotyka Phila i Claire, dalekie jest od prawdopodobieństwa, ale ponoć nie przeszkadza w dobrej zabawie.