W ostatnim z wymienionych świetną kreację młodego narkomana stworzył wchodzący wówczas do aktorskiego zawodu Paweł Królikowski. Po ponad 20 latach w „Helu” znów zagrał – i znowu wspaniale – narkomana uśpionego, powracającego do nałogu pod wpływem impulsu.
Jego bohater jest świadomy wszystkich konsekwencji, nie potrafi jednak, mimo medycznego wykształcenia (jest psychiatrą), zapanować nad własnym uzależnieniem. Przechodzi z pełną świadomością kolejne progi dezintegracji osobowości i społecznego upodlenia z apartamentowca do rynsztoka.
Pierwsze sekwencje „Helu” nie sugerują dramatu narkomana, sprawiają wrażenie opowieści rodzinno-obyczajowej. Do szpitala, w którym pracuje Piotr (Królikowski), przywożą młodego mężczyznę (Żurek). Lekarz rozpoznaje w nim własnego syna. Od lat nie miał z nim kontaktu, dawno rozwiódł się z jego matką (Gornostaj). Żyje w udanym związku ze znacznie młodszą czeską reżyserką (Geislerova), szef (Talar) ceni go za umiejętność pisania skutecznych wniosków o unijne dotacje.
Pojawienie się syna burzy jego spokój, wzbudza wyrzuty sumienia i pragnienie pojednania. Wspólna podróż na Hel do mieszkającej tam matki Piotra ma pomóc w spojeniu rozerwanych więzi rodzinnych. Ale nie pomaga.
I zaczyna się film zupełnie o czymś innym. Mimo naprawdę wielkiej roli Królikowskiego absolutnie nieprzekonujący, za to wzbudzający dominujące poczucie deja vu. Szkoda.