Niezniszczalni ***

Gratka dla miłośników mocnej, męskiej rozrywki. W „Niezniszczalnych” Sylvester Stallone zgromadził na planie dawne i obecne gwiazdy kina akcji: od Arnolda Schwarzeneggera i Bruce’a Willisa przez Jeta Li po Jasona Stathama.

Publikacja: 19.08.2010 16:01

"Niezniszczalni"

"Niezniszczalni"

Foto: Monolith films

Czytaj też: [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,523666_Stallone_kpi_z_siebie.html]Stallone kpi z siebie[/link]

Oglądaj tv.rp.pl: [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,523598_Dawni_herosi_wracaja_do_lask.html]Dawni herosi wracają do łask [/link]

[link=http://www.rp.pl/galeria/9131,4,523666.html]Zobacz fotosy z filmu[/link]

Połączył nostalgię za epoką kultu macho z pastiszem. Chwilami jest to niezła zabawa. Gdyby Sly był jeszcze lepszym reżyserem...

W „Niezniszczalnych” nie tylko stanął za kamerą i napisał scenariusz do spółki z Davem Callahamem (m.in. „Horsemen – jeźdźcy Apokalipsy”), ale zagrał także główną rolę. Wcielił się w Barneya Rossa dowodzącego grupą najemników, którzy mają za zadanie obalić latynoskiego dyktatora rządzącego wyspą gdzieś w Południowej Ameryce. Barney przekona się, że groźniejszy od marionetkowego tyrana jest jego doradca, były agent CIA James Munro. On zamierza stworzyć na wyspie kokainowy kartel.

Drużynę dowodzoną przez Stallone’a tworzą m.in. chiński gwiazdor filmów sztuk walki Jet Li i Jason Statham, który popularność zdobył dzięki cyklom „Transporter” i „Adrenalina”. Stallone wyciągnął także z lamusa Dolpha Lundgrena (zagrał w „Rockym IV” radzieckiego boksera Drago). A jako Munroe’a obsadził Erica Robertsa, brata słynnej Julii. Znalazł nawet miejsce dla Mickeya Rourke’a.

Jednak największą gratką dla fanów kina akcji jest spotkanie Stallone’a z Arnoldem Schwarzeneggerem i Brucem Willisem. Obaj panowie pojawiają się na chwilę, ale ich przekomarzanie się ze Slyem to najlepszy fragment filmu.

„Niezniszczalni” są rozbrajająco infantylni i brutalni, choć przemoc jest potraktowana umownie – jatki rozegrane zostały w komiksowym stylu.

Skąd więc aż trzy gwiazdki? Pierwsza za to, że Stallone wreszcie potraktował samego siebie z przymrużeniem oka. Druga za pomysł, by obsadzić w filmie największych twardzieli. A trzecia, bo mam do tego rodzaju kina słabość.

[i]USA 2010, reż. Sylvester Stallone, wyk. Sylvester Stallone, Jason Statham, Jet Li [/i]

 

Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta