Koniec postu, czas na karnawał

Odroczony popyt konsumpcyjny oraz eksportowy boom rozpędzą polską gospodarkę w 2021 r. W kolejnych latach motorem rozwoju będą inwestycje.

Publikacja: 21.12.2020 21:35

W przyszłym roku Polacy prawdopodobnie znów tłumnie ruszą na zakupy

W przyszłym roku Polacy prawdopodobnie znów tłumnie ruszą na zakupy

Foto: shutterstock

Co roku zadajemy sobie pytanie, jaki będzie kolejny rok, i odkąd pamiętam, zawsze oceniamy, że będzie trudniejszy niż obecny. Pierwszy raz mam przekonanie graniczące z pewnością, że przyszły rok będzie spokojniejszy niż mijający". Tak 2021 r. ocenił w niedawnej rozmowie na antenie Parkiet TV Dariusz Lasek, wiceprezes TFI PZU. Odnosił się do sytuacji na rynkach finansowych, ale to samo można powiedzieć o perspektywach gospodarki. Po załamaniu aktywności ekonomicznej w 2020 r. najbliższy rok musi przynieść odbicie. Co do tego, jaka będzie jego skala, ekonomiści są podzieleni. Ale nawet pesymiści sądzą, że polska gospodarka zdoła niemal w całości odrobić straty. W Europie to nie będzie norma.

Przybywa optymistów

Najostrożniejsze prognozy, np. autorstwa Organizacji ds. Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), zakładają, że aktywność w polskiej gospodarce, mierzona produktem krajowym brutto (PKB), zwiększy się w 2021 r. o około 3 proc., po załamaniu o około 3,5 proc. w kończącym się roku.

Ta paryska organizacja od początku pandemii wykazuje jednak czarnowidztwo, które jak dotąd okazywało się nieuzasadnione. Najbardziej pesymistyczne przewidywania krajowych ekonomistów pozwalają obecnie oczekiwać w nadchodzącym roku wzrostu PKB o 3,6 proc. Na drugim biegunie są ekonomiści z amerykańskiego banku Goldman Sachs, którzy spodziewają się odbicia aktywności w polskiej gospodarce o ponad 6 proc. W ich ocenie niemal równie udany będzie 2022 r., dzięki czemu PKB Polski w horyzoncie kilku lat znajdzie się niewiele poniżej poziomu, który prawdopodobnie osiągnąłby, gdyby nie wybuch pandemii.

Najwięksi optymiści spośród krajowych ekonomistów oczekują wzrostu PKB Polski w 2021 r. o około 5 proc. W ostatnich tygodniach takich budujących prognoz przybywało: część ekonomistów wycofała się z obniżek prognoz, na które zdecydowali się na przełomie października i listopada, gdy wzbierała druga fala Covid-19 w Polsce, a rząd przywracał w związku z tym niektóre ograniczenia aktywności ekonomicznej. Szybko się jednak okazało, że druga fala epidemii jest dla gospodarki mniej destrukcyjna. Na to nałożyły się doniesienia o dostępności szczepionek przeciw Covid-19 oraz porozumienie na forum UE w sprawie budżetu na lata 2021–2027 oraz Funduszu Odbudowy. „Polska radziła sobie z kryzysem gospodarczym lepiej niż inne kraje europejskie i wydaje się, że kiedy zagrożenie chorobą minie, staniemy przed szansą mocnego odbicia napędzanego odłożonym popytem, efektami substytucyjnymi i hojnym strumieniem środków z UE" – napisali ekonomiści z Santander Bank Polska, podwyższając swoją prognozę wzrostu PKB Polski w 2021 roku z 3,9 do 4,6 proc.

Wszystkie scenariusze dla polskiej gospodarki opatrzone są zastrzeżeniem, że przebieg ożywienia będzie podyktowany rozwojem sytuacji epidemicznej. Niepewność dotyczy przede wszystkim tego, czy rządowi uda się utrzymać w ryzach obecną falę Covid-19 bez wprowadzania tak daleko idących ograniczeń aktywności ekonomicznej jak wiosną, a w dalszej kolejności tego, czy akcja szczepień będzie przebiegała wystarczająco szybko, aby uniknąć kolejnej fali epidemii jesienią 2021 r. Patrząc z tej perspektywy, ogłoszone przez rząd zaostrzenie restrykcji w okresie od świąt Bożego Narodzenia do zakończenia ferii w połowie stycznia nie wpływa negatywnie na ocenę perspektyw gospodarki.

– Dodatkowe restrykcje w okresie świąteczno-noworocznym będą miały relatywnie mały koszt ekonomiczny, a razem z programem szczepień dają szansę na uniknięcie kolejnej fali zakażeń koronawirusem i ochronę zdrowia publicznego – tłumaczy Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.

Konsumenci górą

W praktyce większość ekonomistów zakłada, że ożywienie rozpocznie się wcześniej niż w II połowie roku. „Aktywność gospodarcza może zacząć poprawiać się, jeszcze zanim liczba osób uodpornionych zbliży się do progu odporności zbiorowej. W szczególności dotyczy to konsumpcji. Co prawda odsetek osób z odpornością może być wciąż relatywnie niski, ale poprawa warunków pogodowych może spowolnić rozprzestrzenianie się choroby, umożliwiając znaczny wzrost mobilności konsumentów już w II i III kwartale 2021 r." – oceniają analitycy z banku Citi Handlowy, których szacunki sugerują, że w Polsce odporność zbiorową uda się osiągnąć dopiero na przełomie III i IV kwartału przyszłego roku.

Jak tłumaczą, do optymizmu skłania ich zachowanie polskich konsumentów w ostatnich miesiącach. Okres – przejściowego, jak się miało okazać – złagodzenia restrykcji antyepidemicznych w czasie wakacji gospodarstwa domowe wykorzystały do istotnego zwiększenia wydatków. W rezultacie łącznie w pierwszych trzech kwartałach 2020 konsumpcja nad Wisłą praktycznie się nie zmieniła, podczas gdy w Niemczech zmalała o około 4 proc., w Hiszpanii o około 10 proc., a w Wielkiej Brytanii niemal 12 proc. To pozwala oczekiwać, że po ewentualnym ograniczeniu wydatków na przełomie lat Polacy znów tłumnie ruszą na zakupy.

Ekonomiści z Citi Handlowego oczekują, że w całym 2021 r. wydatki konsumpcyjne wzrosną o 4,4 proc. po spadku o 4 proc. w 2020 r., analitycy z Santander BP spodziewają się zaś skoku konsumpcji aż o 5,6 proc., po spadku o 3,7 proc. w 2020 roku.

Rynek pracy się broni

Te oczekiwania wspiera zadziwiająca odporność polskiego rynku pracy na koronakryzys. Według danych Eurostatu Polska była jedynym krajem UE, w którym zatrudnienie w III kwartale br. było wyższe niż przed rokiem, choć ten wzrost był rzecz jasna śladowy.

W październiku i w listopadzie fali zwolnień również nie było widać, choć ponownie gospodarka była częściowo sparaliżowana antyepidemicznymi restrykcjami. Efekt jest taki, że w grudniu w badaniu GUS około 29 proc. spośród pracujących respondentów oceniło, że sytuacja epidemiczna może pozbawić ich pracy lub zmusić do zaprzestania działalności gospodarczej. W kwietniu ten odsetek sięgał 48 proc. Wtedy ekonomiści przeciętnie oceniali, że pandemia podbije stopę bezrobocia rejestrowanego w 2020 r. do około 8 proc., a niektórzy sądzili, że nawet powyżej 10 proc. Tymczasem wskaźnik ten wzrósł z 5,5 proc. przed wybuchem pandemii do 6,1 proc. w czerwcu i na tym poziomie się zatrzymał. – Dotychczasowe doświadczenia pozwalają zakładać, że do momentu poprawy sytuacji epidemicznej nie zobaczymy już wyraźnego pogorszenia sytuacji na krajowym rynku pracy – ocenia Kamil Łuczkowski, ekonomista z Banku Pekao. – Perspektywa wprowadzenia na rynek szczepionek może zachęcać firmy do „chomikowania" pracowników w oczekiwaniu na nie tak odległe już wznowienie działalności na normalnych warunkach – dodaje.

Do powstrzymania się od zwolnień wiele przedsiębiorstw skłaniać może także to, że jest to warunek bezzwrotności pomocy publicznej. Stąd dzisiaj prognoz zwiastujących wzrost stopy bezrobocia powyżej 7 proc. już nie ma. Optymiści sądzą, że po przejściowym wzroście w najbliższych miesiącach zacznie ona maleć i już pod koniec 2021 r. będzie niższa niż przed pandemią, a pesymiści liczą się z tym, że utrzyma się w pobliżu 6 proc. nawet do końca 2022 r.

Na perspektywy rynku pracy korzystnie wpływa wyraźne ożywienie w polskim przemyśle. Ankietowe badania wśród przedsiębiorstw przemysłowych sugerują, że część z nich wobec rosnącego portfela zamówień i braków kadrowych spowodowanych kwarantannami musi zatrudniać dodatkowych pracowników. Tymczasem wiele wskazuje na to, że produkcja przemysłowa utrzyma się na ścieżce wzrostu, na którą wróciła już w czerwcu. Polskim producentom sprzyja m.in. dobra koniunktura w przemyśle Niemiec oraz wywołane przez pandemię zmiany w strukturze globalnego popytu. Jedną z nich jest wzrost zapotrzebowania na meble i sprzęt RTV i AGD związany z upowszechnieniem się pracy zdalnej, inną – większa wrażliwość zagranicznych nabywców na ceny.

Czekając na inwestycje

„Jak już widzieliśmy podczas ostatnich kryzysów w Europie, polscy eksporterzy potrafią przejąć większy kawałek rynku UE we wczesnej fazie ożywienia gospodarczego. Określamy to jako efekt substytucyjny, gdyż zakładamy, że opiera się na pilnowaniu kosztów przez partnerów handlowych i szukaniu tańszych alternatyw produktów – które Polska może zapewnić" – tłumaczą w niedawnym raporcie ekonomiści z banku Santander.

Dobra koniunktura w przemyśle w połączeniu z przytłumionym wciąż importem (to w dużej mierze konsekwencja spadku cen ropy naftowej i mniejszego popytu na paliwo) zaowocowała już wyraźną poprawą salda wymiany handlowej Polski. To od początku pandemii pozytywnie wpływa na wzrost PKB i większość ekonomistów sądzi, że podobnie będzie w 2021 r. Przykładowo, analitycy z Credit Agricole Bank Polska oceniają, że tzw. eksport netto doda do wzrostu PKB 0,8 pkt proc. Ekonomiści z PKO BP podkreślają, że nadwyżka w handlu zagranicznym i związana z nią nadwyżka na rachunku obrotów bieżących Polski mają szansę się utrwalić, co będzie sprzyjało redukcji zadłużenia zagranicznego naszego kraju.

Największą niewiadomą, która jest najważniejszym źródłem różnic w makroekonomicznych scenariuszach dla Polski, są inwestycje. Podczas gdy analitycy z Santander BP spodziewają się w 2021 r. odbicia nakładów brutto na środki trwałe o 5,5 proc., po załamaniu o ponad 8 proc. w tym roku., to ekonomiści z Citi Handlowego oczekują ich dalszego spadku o około 1 proc. „Odbicie w inwestycjach nastąpi najprawdopodobniej w II połowie 2021 r., gdy poprawa nastrojów będzie wyraźna i gdy rozpocznie się realizacja projektów współfinansowanych z unijnego funduszu odbudowy" – tłumaczą ci drudzy. Ich prognozy sugerują, że boomu inwestycyjnego z prawdziwego zdarzenia należy oczekiwać dopiero w 2022 r. Nakłady brutto na środki trwałe wzrosną wtedy o 11 proc., a PKB o ponad 5 proc. To zresztą zasada, że ci ekonomiści, którzy formułują zachowawcze prognozy na najbliższy rok, są największymi optymistami w odniesieniu do kolejnych. – 2022 i 2023 r. mogą przynieść spektakularny wzrost PKB – przyznaje Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku.

Co roku zadajemy sobie pytanie, jaki będzie kolejny rok, i odkąd pamiętam, zawsze oceniamy, że będzie trudniejszy niż obecny. Pierwszy raz mam przekonanie graniczące z pewnością, że przyszły rok będzie spokojniejszy niż mijający". Tak 2021 r. ocenił w niedawnej rozmowie na antenie Parkiet TV Dariusz Lasek, wiceprezes TFI PZU. Odnosił się do sytuacji na rynkach finansowych, ale to samo można powiedzieć o perspektywach gospodarki. Po załamaniu aktywności ekonomicznej w 2020 r. najbliższy rok musi przynieść odbicie. Co do tego, jaka będzie jego skala, ekonomiści są podzieleni. Ale nawet pesymiści sądzą, że polska gospodarka zdoła niemal w całości odrobić straty. W Europie to nie będzie norma.

Pozostało 93% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?