Na profesjonalnej inwestycji w wino trudno stracić

Zdaniem ekspertów to bardzo ciekawy i perspektywiczny sposób lokowania kapitału. Wymaga jednak sporej wiedzy i doświadczenia

Aktualizacja: 20.11.2009 12:42 Publikacja: 19.11.2009 00:30

Wino

Wino

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Jako pierwsza w Polsce inwestycje w wino zaproponowała firma Stilnovisti, która została przejęta przez Wealth Solutions. Jej klienci kupują wino en primeur, czyli leżakujące w beczkach, ale też wino butelkowane. Pierwsza forma jest najbardziej zyskowna.

– Mam klientów, którzy w ciągu czterech miesięcy na winach en primeur zarobili 70 proc. – mówi Krzysztof Maruszewski, dyrektor Działu Inwestycji Alternatywnych Wealth Solutions. – Tak dużo można było zyskać na Carruades de Lafite z 2008 r. Obecnie współpracujemy z grupą około 100 klientów. Nie zdarzyło się, żeby któryś z nich stracił. Przy inwestycji trzyletniej zarobek wynosi 30 – 70 proc. rocznie. To w tej dziedzinie nic nadzwyczajnego. Minimalną kwotę inwestycji określiliśmy na 600 funtów.

Ciekawa jest oferta Ipopemy. Firma ta, we współpracy z Centrum Wina, w czerwcu 2008 r. uruchomiła fundusz zamknięty Fine Wine. Będzie on istniał do 20 czerwca 2013 r. Wartość aktywów netto to prawie 2,6 mln zł. Funduszem zarządza Maciej Jasiński. Głównym doradcą jest Piotr Kamecki, prezes Centrum Wina, mistrz Polski sommelierów w 1998 r.

Fundusz zapewnia dostęp do inwestycji opartej na markowych winach z całego świata klasy Investment Grade Wines. Są to ponadprzeciętne roczniki win Premiers Crus, głównie z regionu Bordeaux czy wybrane chateau z Burgundii. Portfel funduszu składa się przede wszystkim z win kupowanych en primeur i starszych roczników z rynku wtórnego.

Transakcje obejmujące en primeur odbywają się na przełomie kwietnia oraz maja i dotyczą poprzedniego rocznika. Zakup poprzedza seria degustacji wina, które jest jeszcze w beczkach i pozostanie tam przez następny rok. Dopiero po mniej więcej dwóch latach od zbiorów wino zostanie zabutelkowane. Kupowanie wina inwestycyjnego bezpośrednio w chateau należy do rzadkości. Tej klasy producenci na ogół nie sprzedają bezpośrednio odbiorcy, lecz pośrednikom. Bardzo ważne jest pochodzenie wina i dokumenty potwierdzające profesjonalne przechowywanie. Fundusz składuje wina tylko u renomowanych partnerów.

[ramka][srodtytul]Większość win inwestycyjnych pochodzi z Bordeaux[/srodtytul]

Rozmowa z Peterem Pulawskim - właścicielem firmy Grand Crue

[obrazek=http://www.rzeczpospolita.pl/pieniadze/PeterPulawski.jpg]

[b]Rz: W jaki sposób inwestorzy kupują i przechowują wina?[/b]

Peter Pulawski: Transakcja przypomina nieco zakup opcji. Nabywca otrzymuje certyfikat, który potwierdza, że jest właścicielem określonej ilości butelek. Ich przechowywaniem zajmuje się producent. Butelki opuszczają piwnice dopiero wtedy, gdy ma je odebrać nabywca finalny, czyli ktoś, kto po prostu chce wypić wino.

[b]Najważniejsze wina inwestycyjne pochodzą z Francji.[/b]

A dokładnie z Bordeaux. Region ten dostarcza 80 – 90 proc. win, które są przedmiotem zainteresowania inwestorów. Tylko nieliczni decydują się na zakup wina w regionach, które świetnie rokują. W takim przypadku ryzyko jest bardzo duże. Mogą sobie na nie pozwolić tylko znakomici znawcy rynku lub osoby, które lubią ryzyko. W najgorszym razie sami wypiją wino, którego nie uda się sprzedać.

[b]Jak w praktyce wyglądają inwestycje winiarskie?[/b]

Możne je podzielić na obliczone na kilka lat oraz spekulacyjne. W pierwszym przypadku kupuje się wino w chwili, gdy rozpoczyna się produkcja. Musi ono przez 24 miesiące leżakować w dębowych beczkach. Potem, już po zabutelkowaniu, jest przechowywane przez cztery – sześć lat. Jeśli wybór był trafny, cierpliwy inwestor może osiągnąć niezły zysk. Sam kupiłem Lafite-Rothschild z 2006 r. po 38 euro za butelkę, a dzisiaj mógłbym sprzedać po 105 euro. Ale muszę podkreślić, że był to prawdziwy traf. Zwykle przyrost wartości jest mniejszy.

[b]Na czym polegają inwestycje spekulacyjne?[/b]

W tym przypadku chodzi o skupienie znakomitego wina, którego już niewiele pozostało na rynku. Określa się to jako cornering, czyli spychanie do narożnika. Po wykupieniu całego lub prawie całego zapasu spekulant po cichu sprzedaje niewielkie ilości butelek. Nabywcy płacą bez szemrania, ponieważ nie wiedzą, czy w ogóle będą mieli jeszcze szansę na zakup tego znakomitego wina. Tylko właściciel wie, czy zostało jeszcze dziesięć czy 50 kartonów. W tego rodzaju działaniach celują inwestorzy z Chin, którzy sprzedają poszukiwane wina w Singapurze, Hongkongu czy też na Tajwanie. Mają oni swoje ulubione marki, np. Talbot, których ceny wywindowali do bardzo wysokiego poziomu.

[b]Pańska pierwsza inwestycja w wino?[/b]

Było to porto Smith Woodhouse i Grahams z 1977 r. Z tego zakupu, dokonanego w 1980 r., zostało jeszcze sześć butelek. Moi rodzice trzymają je na gwiazdkowe kolacje. Transakcja była wyrazem poparcia dla mojej pasji winiarskiej ze strony ojca. Wręczył mi odpowiednik 2000 euro i powiedział: „Decyzja, co kupisz, należy do ciebie”. Działo się to w Danii, gdzie mieszkają moi rodzice: Polak i Szwedka, a ja spędziłem dzieciństwo. Chociaż ukończyłem psychologię na szwedzkim uniwersytecie w Lund, podjąłem pracę jako sprzedawca w sklepie z winami w Kopenhadze.

[b]Jak ocenia pan swój zakup sprzed lat?[/b]

Wybór był niezły, choć porto, jako wino wzmacniane, nie cieszy się specjalnym powodzeniem. Gdybym zdecydował się wtedy na Bordeaux, obecna cena byłaby imponująca, ale tylko teoretycznie. Wino przechowywane w domowej piwniczce, nawet w bardzo dobrych warunkach, bardzo trudno jest sprzedać. Nabywcy darzą zaufaniem tylko profesjonalne piwnice. Przecież wino to produkt spożywczy, który wymaga specjalnego traktowania. Dotyczy to nie tylko temperatury i wilgotności, ale też na przykład wymiany korka co kilka lat. Na marginesie, około 5 proc. win ulega zepsuciu z powodu wad korka. W przypadku butelek sprzed lat procent ten jest znacznie większy. Może się więc zdarzyć, że wino kupione za kilka tysięcy dolarów okaże się „korkowe”, czyli niezdatne do picia. Ryzyko w tym zakresie jest po stronie winiarza, który powinien wymienić taką butelkę na inną.

[i]rozmawiał Piotr Cegłowski[/i]

[/ramka]

[ramka][b][link=http://www.rp.pl/temat/216066.html]Szukasz ciekawych inwestycji? Zajrzyj do naszego serwisu inwestycje alternatywne[/link][/b][/ramka]

Jako pierwsza w Polsce inwestycje w wino zaproponowała firma Stilnovisti, która została przejęta przez Wealth Solutions. Jej klienci kupują wino en primeur, czyli leżakujące w beczkach, ale też wino butelkowane. Pierwsza forma jest najbardziej zyskowna.

– Mam klientów, którzy w ciągu czterech miesięcy na winach en primeur zarobili 70 proc. – mówi Krzysztof Maruszewski, dyrektor Działu Inwestycji Alternatywnych Wealth Solutions. – Tak dużo można było zyskać na Carruades de Lafite z 2008 r. Obecnie współpracujemy z grupą około 100 klientów. Nie zdarzyło się, żeby któryś z nich stracił. Przy inwestycji trzyletniej zarobek wynosi 30 – 70 proc. rocznie. To w tej dziedzinie nic nadzwyczajnego. Minimalną kwotę inwestycji określiliśmy na 600 funtów.

Pozostało 88% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy