Z danych europejskiej federacji giełd (FESE) wynika, że w przypadku polskiego parkietu za 54 proc. wartości tegorocznych obrotów odpowiada pięć największych spółek.
To najmniejsza wartość tego wskaźnika spośród czterech wiodących rynków w Europie Środkowej. Porównywalną strukturę z polskim parkietem ma jedynie giełda wiedeńska, bo w przypadku rynku w Pradze i Budapeszcie handel pięcioma największymi spółkami stanowi 90 proc. i więcej całego handlu. – Odrabiamy cywilizacyjną przepaść i pod względem struktury obrotów polska giełda jest już bardzo blisko rozwiniętych rynków – mówi Jarosław Lis, zarządzający Union Investment TFI. Obecnie struktura obrotów na warszawskiej giełdzie jest podobna do tej na giełdach we Włoszech czy Hiszpanii. – Na naszym rynku ze względu na wielkość polskiej gospodarki notowanych może być po kilka dużych spółek z poszczególnych branż. W przypadku Czech, czy Węgier takich szans nie ma – mówi Arkadiusz Chojnacki, szef analityków Ipopema Securities.
Zdaniem Jarosława Lisa pozytywnie na obraz warszawskiego parkietu wpływa nie tylko duża liczba spółek, ale również lokalna baza inwestorów, czyli gracze indywidualni oraz krajowe TFI i OFE.
W opinii ekspertów przyszły rok powinien przynieść zarówno wzrost obrotów, jak i spadek ich koncentracji na pięciu największych spółkach. – Jeśli zgodnie z zapowiedziami na rynku pojawią się takie spółki, jak: PZU, Tauron czy Polkomtel, a PGE zwiększy liczbę akcji w wolnym obrocie, to liczba firm w kręgu zainteresowania dużych zagranicznych inwestorów w zasadzie się podwoi – ocenia Arkadiusz Chojnacki.
Jego zdaniem debiutanci zapowiadani na 2010 r. dają inwestorom również lepszą ekspozycję na polską gospodarkę niż notowane już duże spółki, takie jak KGHM czy PKN Orlen. Pozycja tych dwóch firm bardziej zależna jest od zmian zachodzących w ich branżach na świecie niż od wzrostu krajowego PKB.