Chodzi m.in. o obniżkę cen gazu dla Ukrainy, która przekroczyła 300 dol. za 1000 m sześc. Władze w Kijowie są w zamian skłonne przekazać rosyjskim firmom zarządzanie systemem gazociągów oraz zwiększyć udział Gazpromu na rynku wewnętrznym.
[wyimek]305 dol. płaci w tym roku Ukraina za 1000 m sześc. rosyjskiego gazu [/wyimek]
Choć efekty rozmów jeszcze nie są znane, to eksperci w Moskwie już podbijają cenę surowca. – Argumentów ekonomicznych Kijów nie ma. Mówi się o gazowym konsorcjum, ale wszystko wskazuje na to, że Gazprom nie jest nim zainteresowany. Trzecia część udziałów w sieci przesyłowej koncernu nie urządza. Woli on inwestować w bardziej pewne na przyszłość trasy, jak gazociąg północny i południowy – mówi „Rz” ekspert ds. energetycznych Michaił Krutichin. Ocenia, że jedynym ustępstwem, i to podyktowanym względami politycznymi, może być nieznaczna obniżka cen gazu: mniej więcej do europejskiego poziomu, ok. 270 dol. za 1000 m sześc. W Moskwie mówi się o możliwości wymiany pakietowej: prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz w zamian za weryfikację umowy gazowej obiecuje np. zmianę statusu języka rosyjskiego i przedłużenie okresu stacjonowania Floty Czarnomorskiej na Krymie. Ale politolodzy twierdzą, że takie obietnice są przedwczesne.
– Janukowycz nie ma poparcia, by przegłosować w Radzie Najwyższej sprawę języka rosyjskiego. Ale nawet ewentualne zmiany w tej kwestii czy przedłużenie umowy dla naszej floty nie gwarantują, że przy kolejnych wyborach sytuacja się odwróci. Po co mamy ryzykować – mówi politolog Kiriłł Tanajew.
Zdaniem analityków w Kijowie istotną rolę w negocjacjach może odegrać Dmytro Firtasz, współwłaściciel spółki RosUkrEnergo pośredniczącej w dostawach rosyjskiego gazu na Ukrainę. Ludzie z otoczenia Firtasza kontrolują spółki córki państwowego Naftohazu: UkrTransGaz i Ukrgazdobyczę.