Tak pokaźnej przeceny nie było od sierpnia 2010 r. Silna zniżka sprowadziła indeks największych spółek do poziomu najniższego od miesiąca. To zdecydowanie rozczarowujący bieg wydarzeń dla tych inwestorów, którzy liczyli na tradycyjny efekt stycznia, czyli udany początek roku.

Najważniejszym powodem przeceny na GPW okazały się rosnące pokusy realizacji zysków na rynkach światowych. Akcje taniały w środę także na Zachodzie, czemu towarzyszyła wyprzedaż surowców i umocnienie uważanego za bezpieczną przystań dolara. Czynnik ten nie tłumaczy jednak wszystkiego. Siła spadków na GPW, przynajmniej jeśli chodzi o duże spółki, była bowiem znacznie większa niż na Zachodzie. Przykładowo niemiecki indeks DAX spadł w środę tylko o 0,5 proc., a amerykańskie indeksy wkrótce po otwarciu znalazły się na plusie.

Analitycy wskazują, że o szczególnej niechęci inwestorów do polskich akcji zdecydowały czynniki lokalne. Przede wszystkim nad rynkiem unosi się widmo uszczuplenia przez rząd strumienia pieniędzy płynących do funduszy emerytalnych. Tomasz Bardziłowski, szef Credit Suisse Securities w Polsce, wyliczył, że zakupy akcji przez OFE mogą zmaleć w tym roku do 4 mld zł z 13 mld zł w 2010 r.

Jakby tego było mało, rano inwestorów postraszył minister finansów Jacek Rostowski, zapowiadając wprowadzenie tzw. podatku bankowego, nawet jeszcze w tym roku. Nie dziwi więc, że akcje banków należały do najmocniej przecenionych.

Być może straty na GPW byłyby większe, gdyby nie to, że nastroje inwestorów zdołały nieco poprawić korzystne dane makro z USA. Według firmy ADP zatrudnienie w sektorze prywatnym powiększyło się w grudniu o 297 tys. etatów – prawie trzy razy bardziej, niż prognozowano (to przedsmak wyczekiwanych przez inwestorów piątkowych rządowych danych o zatrudnieniu), a wskaźnik ISM obrazujący kondycję sektora usług poszybował do poziomu wyższego od szacunków. To wystarczyło do częściowego zniwelowania spadku indeksów.