Własne przychody to na razie tylko 5 proc. naszego budżetu – mówi Marek Stremecki, rzecznik Muzeum Historii Polski, kolejnej monumentalnej inwestycji, która powinna wyrosnąć za dwa lata w postaci szklanej bryły zawieszonej nad warszawską Trasą Łazienkowską. – Jednak docelowo wpływy z działalności statutowej, sponsoring i inne przychody powinny sięgać ok. 25 proc. Pozostałą część zapewne pokryją państwowe dotacje.
Kiedy powstanie już szacowany na 350 mln zł gmach, znajdą się tam też m.in. restauracja, kafeteria, sklep muzealny. Na razie budowa muzeum, które ma pokazywać historię polityczną, kultury i życia codziennego Polski w różnych epokach przy wykorzystaniu multimediów, technik interaktywnych i instalacji scenograficznych, opóźnia się. Z przyczyn finansowych. Winowajca to kurs euro – wraz ze spadkiem wartości europejskiej waluty stopniały dotacje, jakimi zasila muzeum resort kultury. Potem wniosek o dotację ze środków unijnych (niemal 300 mln zł) trafił na listę rezerwową.
Zapewnione środki na budowę ma natomiast Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które ma być gotowe na 75. rocznicę wybuchu wojny. Z pomysłem jego utworzenia wyszedł kilka lat temu premier Donald Tusk i zapewniał, że będzie traktował go priorytetowo. – W styczniu rząd przyznał nam 358,4 mln zł – mówi Alicja Bittner z muzeum.
Gmach, zaprojektowany przez gdyńską pracownię Kwadrat, ma zapewnić zwiedzającym – jak to określił prezydent Gdańska – „podróż przez piekło wojny do nieba", czyli od podziemi aż na szczyt wieży z widokiem na miasto. Wewnątrz będzie czekać ekspozycja za 13 mln euro pokazująca wojnę poprzez los pojedynczych ludzi. A później, żeby odreagować emocje, goście będą mogli odwiedzić księgarnię, sklep z pamiątkami i kawiarnię.
Obserwując borykające się z kłopotami państwowe instytucje kultury w Polsce, zwykle spogląda się z podziwem na Zachód, gdzie placówki mają szansę uzyskać nieporównywalnie większe środki. Jednak, przynajmniej w USA, kryzys ograniczył możliwości muzeom działającym na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego.
W przypadku niektórych przypomina to skomplikowaną układankę: Ohr-O'Keefe Museum of Art w stanie Missisipi dostaje po kilka milionów dolarów od największych miast w okolicy, 350 tys. od Knight Foundation, 337 tys. od Mississippi Department of Archives and History i 0,5 mln dol. z dodatkowych grantów. Większość dużych muzeów musiała ściąć budżety przynajmniej o 20 proc., zwolnić część personelu lub wstrzymać inwestycje.
British Museum funkcjonuje częściowo dzięki rządowym grantom uzyskiwanym poprzez Departament Kultury, Mediów i Sportu. To rocznie 3,5 mln funtów. By je uzyskać, musi jednak spełniać określone kryteria, jak liczba odwiedzających (4,4 mln rocznie), systematyczny wzrost przychodów, inwestycje w nowe projekty. Korzysta także z możliwości odliczenia VAT. Zarabia też na kateringu (0,8 mln funtów rocznie), handlu, działaniach edukacyjnych.
Osobną grupą są mniejsze, wyspecjalizowane muzea, jak waszyngtońskie International Spy Museum i The National Museum of Crime and Punishment. Mogą liczyć na zwolnienie z podatku federalnego w zamian za status organizacji charytatywnej, religijnej czy edukacyjnej. Przedsiębiorcze placówki, którym uda się osiągnąć przychody wyższe niż wydatki, muszą jednak przeznaczyć nadwyżkę na ich cele statutowe, zamiast podzielić się nią z akcjonariuszami – tak jak robią stowarzyszenia.
O tym, że bazowanie na prywatnych funduszach może być ryzykownym sposobem na utrzymanie działalności muzealnej, przekonała się filia petersburskiego Ermitrażu w Amsterdamie. Kiedy powstała, wychwalano ją jako przykład finansowego sukcesu, przeciwstawiając placówkom zasilanym wyłącznie z budżetu państwa.
Dwa lata temu Ermitaż, utrzymujący się w dużej mierze z datków od sponsorów (choć sporo dorzucała też m.in. narodowa loteria), poprosił władze miasta o gwarancję na pożyczkę 10 mln euro pod zastaw siedziby. Nawiasem mówiąc, też własności miasta, oddanej muzeum w leasing.