Nowoczesne polskie muzea za miliardy

Kapcie z filcu (uniwersalny rozmiar 48), zakurzone gabloty i woźne bacznie obserwujące zwiedzających to już historia. W Polsce nastał czas muzeów przez duże M. I za wielkie pieniądze

Publikacja: 25.02.2011 00:32

Powstające Muzeum Warszawskiej Pragi finansowane głównie przez miasto ma pełnić bardziej rolę społec

Powstające Muzeum Warszawskiej Pragi finansowane głównie przez miasto ma pełnić bardziej rolę społeczną, niż zarabiać

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Śmiałe architektoniczne kształty sygnowane przez wybitnych architektów, multimedialne wystawy, prace artystów ze światowej czołówki, bogato zaopatrzone biblioteki z dostępem do Internetu. To coś dla ducha. Dla ciała: kawa, obiad w restauracji, zakupy w galerii handlowej.

Polskie muzea przyszłości, które w najbliższych latach przyjmą pierwszych zwiedzających, nie będą się różnić zbytnio od Tate Modern w Londynie czy paryskiego Centrum Pompidou. Także kosztami budowy: pięć największych powstanie za ponad 1,6 mld zł.

Ale władze nowych placówek mają też nowe podejście. Nie liczą wyłącznie na państwowe dotacje. Wiedzą, że choć tak duże inwestycje nie mają szans się zwrócić, pozwolą jednak zarobić.

 

 

Nowe muzea poprzez siłę oddziaływania mają ogromny potencjał promocyjny i inwestycyjny. Ale w większość nie można jednak inwestować, bo takie ograniczenia stawiają organizacje je finansujące – mówi „Rz" Paweł Brylski z Muzeum Historii Żydów Polskich powstającego na warszawskim Muranowie.

Podkreśla, że w tym przypadku jest inaczej: – Jako pierwsza inwestycja w sferze kultury na tak dużą skalę powstaje w partnerstwie publiczno-prywatnym. Wystawa główna, kosztująca 100 mln zł, powstaje bez udziału polskich środków publicznych, z dotacji z całego świata: od filantropów, fundacji, rządów – 5 mln ofiarował rząd Niemiec – i firm – zaznacza.

Fiński architekt Rainer Mahlamaki, którego pracownia Lahdelma i Mahlamäki Architects pokonała takich tuzów jak Daniel Libeskind czy Peter Eisenman, wygrała konkurs na projekt muzeum, rysuje na kartce przekrój budynku z charakterystyczną krzywoliniową ścianą, symbolizującego przejście przez Morze Czerwone. Wystawa pokazująca tysiącletnią historię Żydów na ziemiach polskich, która ma być gotowa najpóźniej do kwietnia 2013 r., zajmie tylko jedną trzecią muzeum.

Wyżej będą kino, audytorium, sklep, kawiarnia i restauracja: wszystko, co placówka może wynajmować i na tym zarabiać. Do tego dochodzi powierzchnia komercyjna.

Koszt inwestycji, która za dwa lata całkowicie zmieni wizerunek Muranowa, przyciągając co najmniej 0,5 mln odwiedzających rocznie, szacowany jest na 275 – 280 mln zł. Aż 60 proc. pochłonie budowa siedziby (w grudniu 2010 r. świętowano półmetek prac). Płaci za to miasto stołeczne Warszawa i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które pokrywają też bieżące koszty funkcjonowania muzeum od jego utworzenia w 2005 r. – łącznie 2,3 mln zł dotacji rocznie.

Ok. 2 mln zł co roku przeznacza też na ten cel Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny, dofinansowując m.in. wystawy, akcje artystyczne, działania edukacyjne, programy internetowe – czyli to, czym muzeum korzystające teraz z tymczasowej siedziby zajmuje się na co dzień.

 

 

Na wpływy z najmu restauracji, kawiarni, muzealnego sklepiku, sal konferencyjnych i audiowizualnych i reklamy, a nawet płatnego parkingu podziemnego liczy też Muzeum Śląskie w Katowicach. Jedyne w Polsce, którego główny budynek znajdzie się pod ziemią, na terenie dawnej kopalni Katowice. Na zewnątrz będą szklane wieże doświetlające podziemne kondygnacje.

– Inwestycja nigdy nie zwróci się w sensie ekonomicznym, czyli skumulowane zyski nie przekroczą kosztów – mówi „Rz" Danuta Kamińska-Bania z Muzeum Śląskiego. – To typowa sytuacja w kulturze w instytucjach, których głównym celem jest pełnienie misji statutowej, a nie prowadzenie działalności komercyjnej.

Katowickie muzeum w 85 proc. finansowane jest ze środków unijnych. Z nich pochodzi ponad 225 mln zł. Na resztę, czyli wymagany wkład własny, złożyło się województwo i minister kultury, który wsparł inwestycję 2,3 mln zł.

W ramach działalności statutowej muzeum może zarabiać na sprzedaży biletów, wydawnictw, usług fotograficznych, konserwatorskich, opłatach licencyjnych od zdjęć i niektórych lekcjach muzealnych. – Już teraz nasze finanse obiecująco wzmacnia sprzedaż wydawnictw. W 2010 r. przyniosła 176,5 tys. zł – dodaje Kamińska-Bania.

Szlaki dla Muzeum Śląskiego i innych naśladowców ma szansę przetrzeć inne muzeum, które wybrało model finansowania częściowo ze środków z UE. Mowa o krakowskim MOCAK (Museum of Contemporary Art Kraków – Muzeum Sztuki Współczesnej) na poprzemysłowym Zabłociu, na terenie dawnej fabryki Emalia Oskara Schindlera.

To pierwsze muzeum sztuki współczesnej, które powstało całkowicie od podstaw, kosztem 73,5 mln zł (w tym 35 mln zł z funduszy unijnych).

– Chcemy, by pierwsze wystawy zostały otwarte 13 maja 2011 r. – mówi „Rz" Łukasz Białkowski, rzecznik muzeum.

– Funkcjonujemy dzięki środkom publicznym. W przyszłości oprócz dochodu z biletów planujemy zarabiać dzięki kawiarni, księgarni i wynajmowaniu sali konferencyjnej. Jednak ze względu na przepisy dotyczące programu unijnego, dzięki któremu pozyskaliśmy część funduszy, przez pięć lat muzeum obowiązuje „okres trwałości projektów unijnych". W praktyce oznacza to, że w tym czasie możliwość zarabiania na stricte komercyjnej działalności jest ograniczona – wyjaśnia.

 

 

Mieszaną strukturę finansowania przyjęła kolejna sztandarowa warszawska inwestycja muzealna – Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Budowa ma wystartować w 2013 r. i potrwać trzy lata.

– Za finansowanie działalności muzeum, które na razie korzysta z tymczasowej siedziby, odpowiada Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – tłumaczy Marcel Andino Velez, zastępca dyrektora muzeum. – Przyznaje ono dotację, która w ubiegłym roku wyniosła

3,26 mln zł. Miasto bierze na siebie budowę gmachu, którego szacunkowy koszt wynosi teraz 400 mln zł. Wspiera też finansowo niektóre projekty. W ubiegłym roku dochody własne muzeum, m.in. ze środków od sponsorów, wyniosły 1 mln zł przy łącznym budżecie 7 mln zł.

Przyszły budynek, zaprojektowany przez szwajcarskiego architekta Christiana Kereza, będzie się otwierać dziesięcioma wejściami na zmodernizowany plac Defilad, park Świętokrzyski ze stacją metra Świętokrzyska, ulicę Marszałkowską, na której mają powstać naziemne przejścia dla pieszych, i Pałac Kultury.

– Zakładamy, że koszt działania samego muzeum, nie licząc ulokowanego w nim Teatru Rozmaitości, będzie przekraczać 30 mln zł – mówi Marcel Andino Velez. – Większość sfinansuje resort kultury, ale muzeum będzie starało się bardzo aktywnie pozyskiwać środki od sponsorów prywatnych.

Władze instytucji liczą, że jej oferta będzie przyciągać co najmniej milion gości rocznie, dla których będzie atrakcyjniejszą formą spędzania wolnego czasu niż zakupy w pobliskich Złotych Tarasach. Tak dzieje się w innych europejskich placówkach.

Atrakcją ma być też sama architektura gmachu, zwłaszcza Wielka Sala o powierzchni ponad 3 tys. mkw., wysoka na 12 m i porównywalna z odwiedzaną przez 5 mln osób rocznie Halą Turbinową londyńskiego muzeum sztuki współczesnej Tate Modern. Ale będą też dwie restauracje i trzy kawiarnie, sklep, księgarnia.

 

 

Własne przychody to na razie tylko 5 proc. naszego budżetu – mówi Marek Stremecki, rzecznik Muzeum Historii Polski, kolejnej monumentalnej inwestycji, która powinna wyrosnąć za dwa lata w postaci szklanej bryły zawieszonej nad warszawską Trasą Łazienkowską. – Jednak docelowo wpływy z działalności statutowej, sponsoring i inne przychody powinny sięgać ok. 25 proc. Pozostałą część zapewne pokryją państwowe dotacje.

Kiedy powstanie już szacowany na 350 mln zł gmach, znajdą się tam też m.in. restauracja, kafeteria, sklep muzealny. Na razie budowa muzeum, które ma pokazywać historię polityczną, kultury i życia codziennego Polski w różnych epokach przy wykorzystaniu multimediów, technik interaktywnych i instalacji scenograficznych, opóźnia się. Z przyczyn finansowych. Winowajca to kurs euro – wraz ze spadkiem wartości europejskiej waluty stopniały dotacje, jakimi zasila muzeum resort kultury. Potem wniosek o dotację ze środków unijnych (niemal 300 mln zł) trafił na listę rezerwową.

Zapewnione środki na budowę ma natomiast Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które ma być gotowe na 75. rocznicę wybuchu wojny. Z pomysłem jego utworzenia wyszedł kilka lat temu premier Donald Tusk i zapewniał, że będzie traktował go priorytetowo. – W styczniu rząd przyznał nam 358,4 mln zł – mówi Alicja Bittner z muzeum.

Gmach, zaprojektowany przez gdyńską pracownię Kwadrat, ma zapewnić zwiedzającym – jak to określił prezydent Gdańska –  „podróż przez piekło wojny do nieba", czyli od podziemi aż na szczyt wieży z widokiem na miasto. Wewnątrz będzie czekać ekspozycja za 13 mln euro pokazująca wojnę poprzez los pojedynczych ludzi. A później, żeby odreagować emocje, goście będą mogli odwiedzić księgarnię, sklep z pamiątkami i kawiarnię.

 

 

Obserwując borykające się z kłopotami państwowe instytucje kultury w Polsce, zwykle spogląda się z podziwem na Zachód, gdzie placówki mają szansę uzyskać nieporównywalnie większe środki. Jednak, przynajmniej w USA, kryzys ograniczył możliwości muzeom działającym na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego.

W przypadku niektórych przypomina to skomplikowaną układankę: Ohr-O'Keefe Museum of Art w stanie Missisipi dostaje po kilka milionów dolarów od największych miast w okolicy, 350 tys. od Knight Foundation, 337 tys. od Mississippi Department of Archives and History i 0,5 mln dol. z dodatkowych grantów. Większość dużych muzeów musiała ściąć budżety przynajmniej o 20 proc., zwolnić część personelu lub wstrzymać inwestycje.

British Museum funkcjonuje częściowo dzięki rządowym grantom uzyskiwanym poprzez Departament Kultury, Mediów i Sportu. To rocznie 3,5 mln funtów. By je uzyskać, musi jednak spełniać określone kryteria, jak liczba odwiedzających (4,4 mln rocznie), systematyczny wzrost przychodów, inwestycje w nowe projekty. Korzysta także z możliwości odliczenia VAT. Zarabia też na kateringu (0,8 mln funtów rocznie), handlu, działaniach edukacyjnych.

Osobną grupą są mniejsze, wyspecjalizowane muzea, jak waszyngtońskie International Spy Museum i  The National Museum of Crime and Punishment. Mogą liczyć na zwolnienie z podatku federalnego w zamian za status organizacji charytatywnej, religijnej czy edukacyjnej. Przedsiębiorcze placówki, którym uda się osiągnąć przychody wyższe niż wydatki, muszą jednak przeznaczyć nadwyżkę na ich cele statutowe, zamiast podzielić się nią z akcjonariuszami – tak jak robią stowarzyszenia.

O tym, że bazowanie na prywatnych funduszach może być ryzykownym sposobem na utrzymanie działalności muzealnej, przekonała się filia petersburskiego Ermitrażu w Amsterdamie. Kiedy powstała, wychwalano ją jako przykład finansowego sukcesu, przeciwstawiając placówkom zasilanym wyłącznie z budżetu państwa.

Dwa lata temu Ermitaż, utrzymujący się w dużej mierze z datków od sponsorów (choć sporo dorzucała też m.in. narodowa loteria), poprosił władze miasta o gwarancję na pożyczkę 10 mln euro pod zastaw siedziby. Nawiasem mówiąc, też własności miasta, oddanej muzeum w leasing.

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy