Inwestorzy najwyraźniej przestraszyli się piątkowego umocnienia złotego i na kolejnej sesji nie chcieli już kupować naszej waluty. Do nabywania złotego nie zachęcały też wieści o koniunkturze w najważniejszych gospodarkach eurolandu (indeks PMI), które potwierdziły, że jest ona w coraz gorszej kondycji.
Rano za euro płacono w Warszawie 4,14 zł, czyli tyle samo co w piątek. W ciągu dnia jego cena wahała się nieznacznie w przedziale 4,13 – 4,15 zł, by zakończyć go niewiele powyżej 4,14 zł. Podobnie statycznie zachowywał się szwajcarski frank, który zarówno rano, jak i wieczorem kosztował 3,44 zł. Cena dolara amerykańskiego dopiero po południu za sprawą lekkiego wzmocnienia dolara do euro oderwała się od poziomu piątkowego zamknięcia (nieco ponad 3,1 zł). Późnym popołudniem dolar był wyceniany na blisko 3,12 zł, co oznaczało prawie 0,5 proc.
Na rynku długu ceny polskich obligacji zmieniły się minimalnie. Przed zamknięciem oprocentowanie papierów dziesięcioletnich wynosiło 5,47 proc. W przypadku pięciolatek rentowność wynosiła 4,93 proc., a dwulatek 4,65 proc. We wszystkich przypadkach była taka sama jak w piątek.