Reklama
Rozwiń

KOMENTARZ: To była wojna

Publikacja: 19.07.2013 01:01

Ach te kary! Z niejaką lubością wspominam pierwszy etap rządów Anny Streżyńskiej na telekomunikacyjnym rynku. Zatrzęsło się, dmuchnął wiatr i... codziennie było o czym pisać. Potem regulacyjna wojna wszystkim, poza specjalistami spowszedniała, bo na dobrą sprawę mało kto wiedział o co w niej chodzi. Ale wymiar kar robił wrażenie! Dzisiaj już tylko UOKiK robi cokolwiek, by podekscytować telekomunikacyjny rynek i opinię publiczną...

Pisać było o czym, ale zająć dziennikarzowi rozsądne stanowisko było znacznie trudniej. Pytania było łatwo postawić. Czy kara jest rzeczywiście zasadna? Czy wymierzono ją dla zasady, czy tylko na postrach i dla wywarcia publicznej presji? A jeżeli tak, czy to najlepsza droga dialogu regulatora z największym graczem na rynku? Czy karę wymierzono zgodnie z prawem? Czy merytoryczna argumentacja UKE miała jakikolwiek sens? Czy TP jest rzeczywiście z założenia "be", a Netia "cacy"? Czy TP z pełną premedytacją, czy tylko z wrodzonej inercji blokuje rynek? Ile w tym wszystkim racjonalnych celów, a ile osobistych ambicji? O odpowiedzi było już trudniej.

Z rozrzewnieniem wspominam dzisiaj długie i poważne rozmowy z przedstawicielami obu stron (częściej z tymi od TP), którzy przekonywali do swoich racji, by mieć media po swojej stronie. Pamiętam, jak się zastanawiałem, czy rzeczywiście wierzą w to co mówią, czy tylko rzetelnie wykonują swoją pracę na rzecz podmiotu, który im płaci.

I wtedy wyrobiłem sobie zawodowe credo, któremu jestem wierny do dziś: wysłuchać obu stron, poszukać społecznego interesu i jemu kibicować. A co jest prawne lub bezprawne niech oceniają sądy. Ja nie będę próbował. Nie to wykształcenie.

Dlatego wtedy pełen wewnętrznych wątpliwości twierdziłem, że jakie by nie były środki, jakie stosuje UKE, to cel jednak może je uświęcić. I że organ publiczny nie może być świętszy od papieża w sporze z korporacją, której tzw. cele biznesowe pozwalają na wszystko (w granicach prawa oczywiście, ale nie zawsze w granicach logiki). I że spór w sam sobie nie jest niczym nagannym (choć wolę dialog), i że sądy sąd od tego, by spory rozstrzygać.

Sąd rozstrzygnął. TP kary nie płaci. A na rynku mamy 1,5 mln linii WLR, ponad 300 tys. BSA i udział TP w rynku dostępowym poniżej 40 proc. Mamy też kilka innych zjawisk, ale to już zupełnie inna historia.

Ach te kary! Z niejaką lubością wspominam pierwszy etap rządów Anny Streżyńskiej na telekomunikacyjnym rynku. Zatrzęsło się, dmuchnął wiatr i... codziennie było o czym pisać. Potem regulacyjna wojna wszystkim, poza specjalistami spowszedniała, bo na dobrą sprawę mało kto wiedział o co w niej chodzi. Ale wymiar kar robił wrażenie! Dzisiaj już tylko UOKiK robi cokolwiek, by podekscytować telekomunikacyjny rynek i opinię publiczną...

Pisać było o czym, ale zająć dziennikarzowi rozsądne stanowisko było znacznie trudniej. Pytania było łatwo postawić. Czy kara jest rzeczywiście zasadna? Czy wymierzono ją dla zasady, czy tylko na postrach i dla wywarcia publicznej presji? A jeżeli tak, czy to najlepsza droga dialogu regulatora z największym graczem na rynku? Czy karę wymierzono zgodnie z prawem? Czy merytoryczna argumentacja UKE miała jakikolwiek sens? Czy TP jest rzeczywiście z założenia "be", a Netia "cacy"? Czy TP z pełną premedytacją, czy tylko z wrodzonej inercji blokuje rynek? Ile w tym wszystkim racjonalnych celów, a ile osobistych ambicji? O odpowiedzi było już trudniej.

Ekonomia
Nowe czasy wymagają nowego podejścia
Ekonomia
Pacjenci w Polsce i Europie zyskali nowe wsparcie
Ekonomia
Sektor usług biznesowych pisze nową strategię wzrostu
Ekonomia
Odporność samorządów ma kluczowe znaczenie dla państwa
Patronat Rzeczpospolitej
Naukowcy też zadbają o bezpieczeństwo polskiego przemysłu obronnego
Ekonomia
E-Doręczenia: cyfrowa przyszłość listów poleconych