– Ewidentnie potrzebujemy Alicji – mówi prof. Grzegorz Leszczyński, badacz literatury dziecięcej. – Byłem na wieczornym seansie „Alicji...”, myślałem, że będę sam, a sala była pełna.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,442504.html]Zobacz fotosy z filmu [/link][/wyimek]
Podczas pierwszego weekendu wyświetlania „Alicji w krainie czarów” padł kinowy rekord. Film Tima Burtona zarobił w USA i Kanadzie 116 mln dolarów. To niekwestionowane zwycięstwo wśród filmów wykorzystujących technologię 3D. I nie dlatego, że bilety są trzy razy droższe. Przede wszystkim dlatego, że na film, oprócz całych rodzin, przychodzą także sami dorośli.
Po co dorosłym „Alicja...”? – Ponieważ chcemy przypomnieć sobie nasze dziecięce radosne spojrzenie na świat – wyjaśnia prof. Leszczyński. – Świat, w którym każdy ze swoimi niedoskonałościami i dziwactwami ma swoje miejsce i jest obdarzany szacunkiem.
Tak jak postacie zaludniające książkę Lewisa Carrolla, od Kota po Gryfona, nad którymi mała Alicja pochyla się i słucha z uwagą.