W luksusowym centrum handlowym Grand Palace przy Newskim Prospekcie nawet bez kryzysu nigdy nie ma tłumów. Na razie właściciele sklepów i sprzedawcy są dalecy od rwania głosów z głowy. Nawet jeśli po Rosji hula kryzys, w błyszczących drogich butikach klienci wciąż dopisują.
– Liczba kupujących nieznacznie spadła, ale stali klienci jak przychodzili, tak przychodzą – mówi Lena ze sklepu z obuwiem JM Weston. – Może czasami dłużej się zastanowią, zanim wydadzą dużą sumę, co wcześniej się nie zdarzało. Dramatu nie ma także w sklepach Furli i Sonii Rykiel. – Ze stałymi klientami nie ma problemu. Ogólnie może i jest trochę mniej ludzi, ale na razie to nic niepokojącego – mówi jedna z ekspedientek. W prestiżowym centrum jubilerskim Design Club nastroje są jednak minorowe. – Rzeczywiście mamy mniej klientów – Swietłana nie chce się zagłębiać w detale. – Wierzymy jednak, że to tymczasowe zjawisko.
[srodtytul]Biznes walczy o przetrwanie[/srodtytul]
Choć petersburska ulica śladów kryzysu nie zdradza, sytuacja ekonomiczna jest daleka od idealnej. Według sondażu Agencji Socjalnej Informacji ponad 60 proc. petersburskich przedsiębiorstw boryka się ze spadkiem popytu, a ponad 30 proc. – z koniecznością zmniejszenia produkcji i zatrudnienia.
– Nie ma co się łudzić, kryzys dotknął wszystkich – mówi „Rz” Grigorij Baskin, dyrektor firmy Bałtijskaja Celuloza, dużego producenta papieru. – Najbardziej bolesne są problemy z kredytowaniem. Nabywcy nie dostają kredytów, co uderza w producentów, którzy mają ogromne problemy ze zbytem. Nam udało się przejść przez kryzys bez większych strat. Trzeba było dokonać cięć, ograniczeń i przeglądu klientów, ale dzięki stabilnej pozycji i sprawnemu zarządzaniu udało się utrzymać poziom produkcji i obeszło się bez zwolnień – mówi z dumą. – Ale rynek zamienił się w pole walki o przetrwanie.