[b]Rz: W działalności charytatywnej potrzebne jest znane nazwisko, popularna twarz?[/b]
[b]Anna Dymna:[/b] Działalność charytatywna polega przede wszystkim na zaufaniu. A z tym zaufaniem jest w Polsce nie najlepiej. Na szczęście nadal cieszy się nim wiele osób publicznych. Dzięki temu mogą stanąć przed kamerami, opowiadać o ludzkich tragediach i nagłaśniać konkretne przypadki. Media słuchają ich dużo chętniej niż zwykłego Kowalskiego, który próbuje się do nich przebić ze swoim problemem. Przypomnę sprawę Janusza Świtaja (33 lata, całkowicie sparaliżowany – red.). Janusz złożył wniosek o możliwość dokonania eutanazji. Bał się, że gdy zabraknie jego rodziców, zostanie skazany na wegetację. Pojechałam do niego. Wysłuchałam. Okazało się, że jego gest był krzykiem o pomoc. Znalazł pracę w mojej fundacji. Dzięki ludziom z całej Polski udało się kupić mu specjalny wózek, dzięki któremu może wychodzić z domu, oglądać świat, cieszyć się życiem. Dziś pomaga osobom, które znajdują się w podobnej sytuacji jak on. Znane osoby sprawiają, że ludzie chętniej słuchają apelu o pomoc i odpowiadają na niego. Stąd na przykład sukces fundacji „A kogo?” Ewy Błaszczyk.
[b]Ale są też fundacje charytatywne, które założyły osoby nieistniejące przedtem w świadomości publicznej.[/b]
Na szczęście. Proszę jednak zauważyć, że to są „fundacje z twarzą”. Taka jest Polska Akcja Humanitarna Janiny Ochojskiej, taka jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. Ich działalność jest kojarzona z konkretną osobą, która darzona jest zaufaniem. Dlatego te organizacje są prowadzone z powodzeniem. Tak już jesteśmy psychicznie skonstruowani, że wolimy wspierać ludzi, a nie instytucje.
[b]Fundacja „Mimo wszystko” powstała pod wpływem impulsu, ale proces dojrzewania do prowadzenia sformalizowanej działalności charytatywnej podobno trwał u pani długo...[/b]