Sofię przekonała groźba Moskwy, że zamiast przez Bułgarię puści rurociąg przez terytorium Rumunii – pisze „Kommiersant”. Rząd Borisowa, który doszedł do władzy jesienią 2009 r., nie tylko nie zatwierdził umów zawartych przez swojego poprzednika Siergieja Staniszewa, ale też niejednokrotnie się odgrażał, że będzie dążyć do zmniejszenia energetycznej zależności od Moskwy.
Podczas spotkania w Sofii z wicepremierem Wiktorem Zubkowem szef bułgarskiego rządu zmienił ton i oświadczył, że „rozbieżności usunięto” i w czwartek zostanie uzgodniona ostateczna wersja „mapy drogowej”, która ma opisywać poszczególne etapy budowy gazociągu. Według Zubkowa ma ona zostać podpisana 16 lipca.
South Stream – jeden z flagowych projektów Gazpromu – ma dostarczać gaz z Rosji do Europy z pominięciem Ukrainy. Jego trasa ma przebiegać z rosyjskiego Noworosyjska nad Morzem Czarnym do bułgarskiej Warny. Na terytorium Bułgarii rura rozgałęzi się na dwie części, z których jedną gaz popłynie do Austrii, drugą – do Włoch.
Sofia i Moskwa ustaliły, że włączone do South Streamu bułgarskie rury pozostaną jej własnością, a nowo budowane będą należeć po połowie do Bułgarii i Rosji. Wspólne przedsiębiorstwo ma powstać już wkrótce, nie wiadomo na razie, jak strony podzielą się udziałami.
Plany szybkiego porozumienia mogą się rozbić o kolejne żądania Sofii. Borisow powiedział wczoraj „FT”, że będzie walczyć o zniżkę na rosyjski gaz. Na stronie internetowej bułgarskiego rządu pojawił się komunikat, że Zubkow „obiecał omówić tę sprawę z premierem Władimirem Putinem”.