Na tych obszarach regulator musi dbać, żeby oferty hurtowe BSA i WLR były właściciwie skonstruowane: żeby operator alternatywny widział ekonomiczny sens korzystania z nich. Granica między tymi dwiema grupami usług - LLU a BSA i WLR - jest niezwykle subtelna. Nawet niewielkie zmiany cen hurtowych mogą spowodować raptowne przechylenie się szali korzyści na jedną lub drugą stronę i zaowocować podjęciem lub – przeciwnie - wycofaniem się z decyzji inwestycyjnej. A pamiętajmy, że wciąż mówimy o konkurencji w usługach.
Konkurencja infrastrukturalna, mimo że nie zaistnieje zapewne na terenach niezurbanizowanych (albo nie będzie miała powszechnego charakteru) może zaistnieć w terenach zurbanizowanych. Tam, gdzie opłaca się budowa sieci, odbiorcy są gęsto zlokalizowani i zasobniejsi. Tam istnieje sieć telewizji kablowych, zwykle Telekomunikacji Polskiej, dużych operatorów alternatywnych i czasem, gdzie nie gdzie, operatorów ethernetowy. Żeby zaistniała nie tylko nominalna, lecz faktyczna konkurencja, owi operatorzy muszą konkurować jakością i przepływnością sieci. Na przykład TP sprzedająca łącza dostępowe do 20 Mb/s nie jest żadną konkurencją dla telewizji kablowej, która sprzedaje łącze 120 Mb/s. Ten problem stanie się bardziej oczywisty, kiedy treści dostępne w sieci zaczną - na serio - wymagać wysokich przepływności. Z tego wypływa wniosek, że jeśli chcieć wprowadzić rzeczywistą konkurencję w warstwie infrastruktury, to po pierwsze, trzeba wspierać, tam gdzie to jest ekonomicznie uzasadnione, sieci NGA (i rozsądne korzystanie z infrastruktury z nimi związanej, szczególnie z kanalizacji technicznej oraz infrastruktury budynkowej). Po drugie, trzeba wspierać rozwój sieci 4G np. LTE. W stosunku do istniejących sieci miedzianych, radiowych sieci 3G, tylko sieci o wysokich przepływnościach i dodatkowych funkcjonalnościach będą tworzyły konkurencję.
Tutaj zwracam uwagę na decyzję Ministerstwa Obrony Narodowej, które odmówiło udostępnienia częstotliwości radiowych z tzw. dywidendy cyfrowej, co nie jest wbrew pozorom problemem Urzędu Komunikacji Elektronicznej, to jest problem rządu. Rząd jednak tego nie dostrzega.
Po trzecie, trzeba wspierać wykorzystanie pieniędzy unijnych na zaawansowane technologie. Digital Agenda oczekuje od nas zapewnienia do 2015 roku 50 proc. linii dostępowych o przepływności 100 Mb/s, a my wydajemy pieniądze unijne na sieci dostępowe o przepływności 2 Mb/s i szkielety zapewniające 6 Mb w sieci dostępowej. To jest po części winą Komisji Europejskiej, która blokuje nałożenie wymagań dotyczących minimalnej przepływności łączy budowanych w ramach inwestycji finansowanych ze środków unijnych.