Dworce kolejowe to obraz nędzy i rozpaczy. Na 2625 obiektów czynnych jest zaledwie 916 – to spadek o 590 w cztery lata. Z raportu NIK z 2008 r. wynika, że aż 87 proc. dworców nie zapewnia kompleksowej obsługi pasażerów, 40 proc. nie ma toalet, a tylko 5 proc. jest przystosowanych do obsługi niepełnosprawnych. Często bardziej niż dworzec przypominają kolejowe latryny w centrach miast.
Trudno przyrównywać nawet pucowany właśnie warszawski Dworzec Centralny odprawiający rocznie 7 mln pasażerów do doskonale skomunikowanego berlińskiego Hauptbahnhof czy łączącego zabytkowy charakter z nowoczesnością londyńskiego St Pancras International. Polskimi dworcami trzeba się w końcu zająć, bo odstraszają od podróży koleją.
W związku z Euro 2012 i obawą przed wstydem przed zagranicznymi turystami coś drgnęło. W przysłowiowe „za pięć dwunasta" uruchomiono 1 mld zł z funduszy PKP, budżetu państwa i UE.
Udało się przyciągnąć kapitał prywatny do Katowic i Poznania. Modernizowanych jest 77 obiektów w 34 miejscowościach. Warto mieć na uwadze, że tylko 48 dworców zarabia na siebie, a 200 wychodzi na „zero".
Trzeba zatem rozwiązać problem pozostałych. PKP postanowiły powołać spółkę Dworzec Polski i wprowadzić od 2012 r. opłatę dworcową.