Joe Biden, który jeszcze kilka dni temu deklarował optymizm co do przebiegu negocjacji w sprawie podniesienia limitu zadłużenia, jest zmuszony do skrócenia podróży do Azji. Po szczycie grupy G7 w Japonii prezydent nie poleci z wizytą do Australii i Papui-Nowej Gwinei, ale wróci szukać rozwiązania kryzysu.
Pod jego nieobecność negocjacje między przedstawicielami republikanów w Kongresie oraz demokratycznej administracji mają być kontynuowane, a po powrocie prezydent ma omówić ich wyniki z liderami Kongresu. Czasu na dojście do porozumienia zostało bardzo mało. Według sekretarz skarbu Janet Yellen do zderzenia ze ścianą może dojść już 1 czerwca (termin ten określa się mianem tzw. „daty X”).
To oznacza, że ustawa oparta na wynegocjowanych przez obie strony warunkach musi trafić do Kongresu jeszcze w tym tygodniu. Ryzyko, że brak porozumienia doprowadzi do katastrofalnej w skutkach niewypłacalności USA, jest realne. Świadczy o tym znacznie większy niż w poprzednich takich kryzysach wzrost kosztu ubezpieczenia obligacji amerykańskiego skarbu przed niewypłacalnością.
Zdaniem komentatorów obie strony dogadają się dopiero w ostatnim możliwym momencie, bo będą chciały pokazać wyborcom nieustępliwość w obstawaniu przy swoich warunkach. Oznaki niepokoju na razie mniej widoczne są jednak na stabilizującej się od kilku dni giełdzie nowojorskiej, jednak to może być tylko cisza przed burzą.
Kością niezgody jest przede wszystkim skala i charakter oszczędności budżetowych, która będzie ceną podniesienia limitu zadłużenia. Republikanie żądają głębokich cięć wydatków, jednak demokraci chcą je ograniczyć i chronić finansowanie zwłaszcza programów socjalnych. Jastrzębie skrzydło republikanów kładzie nacisk na utrzymanie wydatków wojskowych. Jeśli jednak budżet na obronność uniknie cięć, to demokraci będą na podobnej zasadzie żądać ochrony wydatków m.in. na służbę zdrowia i projekty związane z klimatem.