Na razie kandydatów jest 13, ale tak naprawdę liczy się dwóch: przedstawiciel prawicy, Jair Bolsonaro i mocno lewicowy Fernando Haddad, kandydat Partii Pracujących. Zastąpił on ponownie ubiegającego się o ten urząd populistycznego polityka i byłego prezydenta Luiza Inacio Lulę da Silva, który został skazany za korupcję.
Kandydaci mają całkowicie odmienne programy. Były wojskowy, spadochroniarz — Jair Bolsonaro ostrzega, że zaakceptuje wyniki wyborów wyłącznie wtedy, kiedy wygra. Chciałby jak najszybszej prywatyzacji, cięć w administracji, zmniejszenia liczby ministerstw. Jedzie również na fali oburzenia jaką wywołała korupcja w rządach lewicy. Popierają go ludzie zamożni, dobrze wykształceni, młodzi, a na najwięcej głosów może liczyć na uprzemysłowionych regionach południa i centrum kraju.
Dwóch najpoważniejszych kandydatów na prezydenta Brazylii: u góry Jair Bolsonaro I (na dole) Fernando Haddad
Jak na razie prowadzi w sondażach. Poparcie dla Jaira Bolsonaro wzrosło zwłaszcza po tym, jak uczestnik spotkania wyborczego ugodził go nożem. Nie bez znaczenia w poparciu dla Bolsonaro jest i to, że największym zaufaniem w kraju cieszy się dzisiaj wojsko (52 proc. poparcia). Jest to przynajmniej jeden z powodów dla których Bolsonaro powtarza przy każdej okazji, że w jego rządzie przynajmniej połowa ministerstw zostanie obsadzona przez wojskowych, a na stanowisko wiceprezydenta kandyduje z nim generał Antonio Hamilton Mourao. On z kolei już rzucił pomysł wojskowej interwencji, gdyby sytuacja powyborcza wymykała się spod kontroli.
Brazylijczycy mają już za sobą rządy wojskowych, które skończyły się w 1985 roku.