Problemem w Polsce stają się również rosnące ceny podstawowego surowca, czyli płyt drewnopochodnych. Niedostatek rąk do pracy odczuwany jest w branży podobnie jak w całej gospodarce – na szczęście lukę kadrową, zwłaszcza bezpośrednio w produkcji, uzupełniają cudzoziemcy, przede wszystkim Ukraińcy. Ich liczbę w fabrykach mebli Izba Gospodarcza szacuje na niemal 40 tysięcy. Przy nieskomplikowanej produkcji ekonomicznych mebli skrzyniowych sąsiedzi zza wschodniej granicy są niezastąpieni. Niestety, brak także tapicerów czy fachowców od mebli z najwyższej półki, czyli segmentu premium – gdzie wymagane są specjalistyczne kwalifikacje. – Poszukiwanie pracowników w Chinach, Indiach, na Białorusi czy innych krajach Wschodu to nie jest jeszcze masowa praktyka, ale wkrótce stanie się koniecznością – stwierdza dyr. Strzelecki.
Prawdziwym wyzwaniem dla stabilnie rosnącego przemysłu meblowego (przychody w ostatnich latach rosły w tempie 6–8 proc. rocznie, co wydaje się raczej nie do powtórzenia w najbliższej przyszłości), jest obecnie konieczność obniżania kosztów w coraz trudniejszym otoczeniu ekonomicznym i biznesowym.
Grupa Szynaka, Black Red White, Meble Wójcik, Forte czy Nowy Styl i inni najwięksi gracze i eksporterzy mają już za sobą etap automatyzacji produkcji, więc trudno na tym polu oczekiwać nowych, znaczących oszczędności. – Pozostaje jedynie podnoszenie poprzeczki w dziedzinie optymalizacji procesów produkcyjnych, digitalizacji, specjalizacji, co oznacza, że w cenie będą już nie tyle zwyczajni stolarze i tapicerzy, ile raczej informatycy i technolodzy o najwyższych kwalifikacjach – stwierdza Michał Strzelecki.
Wielu przedsiębiorców zdaje sobie sprawę, iż milowym krokiem do eksportowej ekspansji będzie zbudowanie narodowej marki. – Mamy za sobą próby kształtowania międzynarodowego wizerunku polskiego meblarstwa. Wynik tych wysiłków nie jest wciąż satysfakcjonujący. Nadal mamy opinię solidnych podwykonawców, powielających wzory powierzone przez zagranicznych klientów – mówi dyrektor OIGPM. Dlaczego? – Zwykle brakowało w promocyjnych kampaniach konsekwencji i świadomości, że markę buduje się latami, bez gwałtownych zmian koncepcji i skąpienia grosza na długofalowe, przemyślane programy wizerunkowe – tłumaczy dyr. Strzelecki.
Jednak dzięki tradycjom, doświadczeniu, a zwłaszcza znanej i docenianej za granicą elastyczności firm i talentom przedsiębiorców polskie meble nawet bez utrwalonych znaków firmowych i powszechnie rozpoznawalnej marki zawojowały świat. Są w całej Europie, USA, Australii, Indonezji, bogatych krajach Zatoki Perskiej. W polskiej ofercie najwięcej jest sprzętów prostych, ekonomicznych, ale nie brak też luksusowych. Wszystkie łączy wspólna cecha: są dobrej jakości.
Jeśli jednak branża poważnie chce myśleć o zagranicznej ekspansji, musi spróbować sięgnąć po nowe rynki. Według meblarskiego stowarzyszenia na nowe otwarcie zasługuje na przykład kierunek amerykański czy kanadyjski. Rynek w USA jest trudny, bo ze względu na odległość wymaga perfekcjonizmu i ogromnych nakładów w dziedzinie organizacji dostaw i serwisu. W zasięgu polskich mebli mogą być kraje arabskie, Daleki Wschód, a nawet Chiny. Choć w tym ostatnim przypadku trzeba się będzie wznieść na wyżyny nie tyle rzemiosła, ile umiejętności kupieckich.