Znoszenie antyepidemicznych ograniczeń aktywności ekonomicznej i większa dostępność usług na świecie nie stłumiły jak dotąd popytu na towary. Polskie firmy przemysłowe zwiększają produkcję najszybciej od lat, ale i tak nie nadążają z realizacją nowych zamówień. To tworzy presję na dalszy wzrost cen towarów.
Taki obraz sytuacji w polskim przemyśle przetwórczym maluje PMI, wskaźnik koniunktury bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki przedsiębiorstw. W czerwcu, jak podała w czwartek firma IHS Markit, indeks wzrósł do poziomu 59,4 pkt, zdecydowanie poprawiając majowy rekord, który wynosił 57,2 pkt. Choć dobra koniunktura w przemyśle jest zjawiskiem ogólnoświatowym, w Polsce sytuacja jest nawet lepsza niż w innych krajach Europy.
Za mało optymizmu
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się stabilizacji PMI w pobliżu majowego poziomu. Najwięksi optymiści liczyli się z jego zwyżką do 57,8 pkt. Za tymi ostrożnymi prognozami stały przypuszczenia, że stopniowe otwieranie światowej gospodarki może przesuwać popyt konsumpcyjny z towarów na usługi. Do tego koniunkturę w sektorze przemysłowym psują ograniczenia podażowe: niedobór niektórych komponentów oraz rosnące szybko ceny surowców i frachtu. W ankiecie, na której opiera się PMI, te problemy są wyraźnie widoczne już od kilku miesięcy, ale jak dotąd nie są na tyle silne, aby zahamować rozwój przemysłu.
Do zwyżki PMI w czerwcu przyczynił się przede wszystkim największy od lutego 2014 r. napływ nowych zamówień. Według danych zebranych przez IHS Markit popyt na polskie towary rośnie konsekwentnie od siedmiu miesięcy, a czerwcowa zwyżka należała do trzech największych w historii badań, która sięga 1998 r. Przy tym ponownie, tak jak w maju, ale inaczej niż w poprzednich miesiącach, bardziej zwiększył się popyt krajowy niż zagraniczny. To może odzwierciedlać ożywienie w sektorze budowlanym oraz w wydatkach inwestycyjnych.