Tymczasem prawdziwej wielkiej budowy jak nie było widać, tak nie widać i teraz. I proszę nie protestować, że oto koparki pracują na 19 kilometrach trasy A1 na Śląsku, że powstaje nieco ponad 40 km autostrady A4 do granicy z Niemcami i jej drugi mały kawałek za Krakowem. Razem nie uzbiera się nawet 100 kilometrów.
Przedłużające się, a przez dłuższy czas zawieszone rozmowy z Autostradą Wielkopolską sprawiły, że budowa niezwykle potrzebnego odcinka do granicy niemieckiej zacznie się blisko trzy lata później i będzie o blisko 40 proc. droższa. Odwlekanie wyboru wykonawcy połączenia Warszawy z Łodzią, najbardziej chyba oczekiwanego i potencjalnie najbardziej rentownego, to jawny skandal i marnotrawstwo, bo ta droga już dawno mogła na siebie zarabiać, zbudowana za ćwierć tego, co przyjdzie na nią wydać dziś. Kłótnia z GTC także nie przyspieszy budowy kluczowej dla polskich portów trasy A1, bo - poza możliwym procesem i ewentualnym odszkodowaniem dla GTC sięgającym, zdaniem ekspertów - od 30 do 300 mln euro, nie wybrano jeszcze wykonawców kilku innych kluczowych odcinków. I tak jesteśmy w polu, dosłownie i w przenośni.
Czasem lepiej jest po prostu zapłacić i mieć. Bo teraz możemy tylko liczyć straty, wynikające z opóźnień i rosnących kosztów.