Jest branża, dla której kryzys nie zaczął się w ubiegłym tygodniu. Firmy turystyczne oraz organizujące wszelkie wydarzenia zbiorowe, których w Polsce odbywa się ponad 22 tys. rocznie, już przed trzema tygodniami przeżyły falę rezygnacji z zaplanowanych wydarzeń: klienci wycofywali się ze strachu przed bezpieczeństwem gości, ale przy okazji nie zawsze chcieli płacić.
Firmy eventowe i marketingowe już przed dwoma tygodniami założyły więc sztab kryzysowy TUgether. Zachęcała ich do tego minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. – Celem sztabu było uświadomienie rządowi, z jakim smokiem walczymy – mówi Paweł Tyszkiewicz, dyrektor Stowarzyszenia Komunikacji Marketingowej SAR. Branża alarmowała rząd, że potrzebne jest wsparcie płynności firm, którym rząd w piątek w zasadzie zakazał działalności.
– Udało nam się dość szybko porozmawiać z minister Emilewicz, rząd wie o problemach turystyki, targów, eventów. Ale ciągle nie widzimy odpowiedzi, mamy poczucie, że tarcza antykryzysowa w zakresie realnej pomocy jest bardzo skromna – mówi Tyszkiewicz.
Dziś wieczorem sztab będzie rozmawiał z Andrzejem Gut-Mostowym, wiceministrem rozwoju odpowiedzialnym za promocję Polski. W przesłanym nam spisie postulatów znalazła się abolicja składek ZUS, zawieszenie kredytów i leasingów bez oprocentowania na czas pandemii, pozwolenie na używanie środków ze split payment, stworzenie mechanizmu kredytowania firm turystycznych przez banki komercyjne, zabezpieczenie hoteli przed zwrotem zaliczek, dofinansowanie 95 proc. pensji minimalnej, zwolnienie hoteli z podatku od nieruchomości.
Firmy skarżą się, że oferowane przez rząd w ramach wsparcia zawieszenie składek na ZUS jest możliwe już od dawna, ale nie chroni przed narastaniem długu. – Dziś przedsiębiorcy stoją przed dylematem: zapłacić podatki czy pensje. A zaległości wobec państwa to utrata szansy na kredyty czy pomoc de minimis – dodaje Tyszkiewicz.