Firmy zajmujące się importem równoległym kupują leki bezpośrednio od hurtowników w tych krajach Unii, gdzie dane preparaty są tańsze. Potem, po ich przepakowaniu i zmianie etykiet sprzedają na własnym rynku, niezależnie od producentów – i też po niższej cenie (średnio o ok. 10 proc.).
Ta forma handlu, choć procentowo odgrywa marginalną rolę w obrocie farmaceutykami (2 – 3 proc. rynku), jest jednak konkurencją dla koncernów farmaceutycznych, bo zmusza je do obniżek cen. Od lat starają się więc z nim walczyć. Efektem są przeciągające się postępowania przed sądami i ETS.Raport oceniający efekty ekonomiczne importu równoległego, oparty na analizie postępowań sądowych i badaniach naukowych dotyczących tego zjawiska, pokazuje, że przynosi on korzyści nie tylko firmom zajmującym się tą formą handlu, ale też konsumentom i pośrednio koncernom produkującym leki. – Istnieją dowody, że handel równoległy obniża koszty leków, choć trwają spory, w jakim zakresie ma to miejsce w poszczególnych państwach Unii Europejskiej – mówi „Rz” Cento Veljanowski, partner zarządzający Case Associates, jeden z twórców opracowania. – Ceny leków opatentowanych mimo interwencjonizmu państwowego nie są odporne na siły rynkowe. W wielu krajach Unii są efektem negocjacji między rządem a firmami farmaceutycznymi, gdzie uwzględnia się prawa popytu i podaży, a firmy mają wpływ na wynik takich negocjacji. Po trzecie – jak dodaje Veljanowski – nie utrudniając wcale kontroli cen, import równoległy jest często istotnym czynnikiem przy ustalaniu i negocjowaniu cen z firmami farmaceutycznymi.
Opracowanie powstało w kontekście niedawnego wyroku ETS dotyczącego toczącej się od ośmiu lat sprawy odmowy dostaw przez koncern GlaxoSmithKline dla hurtowników z Grecji, którzy kupowali leki, by sprzedawać je zarówno w kraju, jak i eksportować do państw UE (ETS, który uznał, że producenci leków, utrudniając życie importerom równoległym, nadużywają pozycji na rynku). Stworzono je na zlecenie EAEPC, organizacji zrzeszającej importerów równoległych w Europie.
[wyimek]60 mln zł wyniosła w ubiegłym roku wartość importu równoległegow naszym kraju[/wyimek]
To budzi wątpliwości prawników. – Wiele fragmentów tekstu pokazuje wybiórczo lub jednostronnie pewne problemy – mówi Marcin Kolasiński, radca prawny prowadzący praktykę prawa konkurencji w kancelarii Baker & McKenzie. – Podstawowym grzechem autorów zarówno tego raportu, jak i komentatorów ostatniego orzeczenia ETS w sprawie GSK jest brak całościowej analizy problemu, który sprowadza się do pytania o prawidłową relację między ograniczeniami regulacyjnymi sektora farmaceutycznego w poszczególnych krajach UE a wymogami prawa konkurencji.