Działania zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej, kierowanego przez Jarosława Zagórowskiego, rozsierdziły związkowców. „Zagórowski na Madagaskar” – wołali ci, którzy w piątek pikietowali pod JSW. Szef spółki był sprytniejszy. Ani on, ani inni pracownicy nie pojawili się w firmie. A związkowcy, gdy dowiedzieli się o konferencji zarządu w kopalni Krupiński, ruszyli w pogoń za prezesem. Konferencję odwołano.
– Od 11 maja pracodawcą załogi będzie JSW, a nie poszczególne kopalnie, co m.in. zmniejszy liczbę delegatów związkowych. To ich rozwścieczyło – uważa Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW.
Decyzja szefa JSW spodobała się władzom innych firm górniczych. – Zagórowski zachował się odważnie. Jeżeli mu się uda, za nim pójdą inne spółki – mówi „Rz” osoba z branży. Ale związkowcy nie zamierzają się poddać. – Nie może być tak, że w kopalni, w której pracują 3 tys. ludzi, nie będzie organizacji związkowych – grzmi Wacław Czerkawski, wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce. – W Kompanii Węglowej są związki na szczeblu KW i w kopalniach – dodaje.
Jego zdaniem cała sprawa ma odwrócić uwagę od sytuacji w JSW. Chodzi o opcje walutowe, przez które JSW może zarobić 100 mln zł mniej. A tylko po pierwszym kwartale spółka odnotowała 78 mln zł straty netto. – Ceny spadły, nasza koksownia Przyjaźń jest na skraju upadłości, ma pełne składy surowca – tłumaczy Jabłońska-Bajer.
Z powodu miliona ton zapasu surowca JSW 30 kwietnia i 4 maja zatrzymuje kopalnie. Rozważa wprowadzenie piątków bez wydobycia. – Na piątki można przenieść prace remontowe wykonywane w weekendy. Będą tańsze. A górnikom płacić się będzie niższe postojowe – tłumaczy rzeczniczka JSW. 23-tys. załoga nie chce o tym słyszeć. Górnicy boją się nie tylko obniżenia pensji, ale także tego, że będą musieli pracować nie w rodzimej kopalni, lecz w innej, oddalonej np. o kilkadziesiąt kilometrów. Zarząd zapewnia, że do takich zmian będzie się uciekał w ostateczności.