Ostatnich kilka sesji okazało się doskonałych szczególnie dla giełd naszego regionu, które wraz z umacniającymi się walutami zyskiwały na wartości. Bardziej niż w Rosji – a więc inaczej niż w poprzednich tygodniach – rosły notowania w pozostałych krajach.

Pod koniec tygodnia negatywnie na notowania spółek z indeksu RTS podziała rekomendacja analityków Credit Suisse. W najnowszym raporcie zalecają oni „nie doważaj” dla papierów rosyjskich spółek. W ich opinii zwyżka cen ropy, która w głównej mierze determinowała wzrost w Moskwie, ma się ku końcowi. A inwestorzy, którzy kupowali akcje na rosyjskim rynku, mają z czego realizować zyski.

Od początku roku RTS zyskał ponad 60 proc. Zdaniem Andrzeja Błachuta, szefa rynków wschodzących w szwajcarskim banku Julius Baer, inwestorzy po tak znacznych zwyżkach boją się już kupować rosyjskie akcje. Dlatego część przeniosła się na GPW. W efekcie w ostatnim tygodniu WIG20 zyskał 12,66 proc.

Zmartwieniem dla inwestorów może być fakt, że wyraźnie hamuje największa lokomotywa ostatnich miesięcy, czyli giełda chińska. Negatywnie o perspektywach dla tego rynku wypowiedział się pod koniec tygodnia znany inwestor Marc Faber. Uważa on, że wielu inwestorów zwróciło się w stronę Chin po zwyżkach na rynkach w marcu i przez jakiś czas możliwy jest tam wzrost. Jednak jego zdaniem ogromna podaż akcji i rekordowe emisje nowych papierów ograniczą zwyżki, a wyniki chińskiej gospodarki są naciągane. – Rozwija się ona w tempie 2 proc., a nie 7,8 proc., jak podaje chiński rząd – powiedział w CNBC Faber.

W piątek inwestorzy poznali dane o amerykańskim PKB. W II kw. skurczył się on 1 proc. w ujęciu kwartalnym, zrewidowano też w dół dane za I kw. Seria fatalnych danych z USA jest najgorsza od wielkiej depresji i pokazuje, że powrót do dynamicznego wzrostu światowego PKB nie będzie tak szybki, jak tego oczekują optymiści.