Czy jesteśmy skazani na rosyjską ropę?

Budowa wielkiej rury do Chin spowoduje, że Rosjanie nie będą już musieli aż tyle surowca wysyłać na Zachód

Publikacja: 11.01.2010 03:11

Polska posiada wielu potencjalnych dostawców ropy, jednak w większości przypadków wchodzi w rachubę

Polska posiada wielu potencjalnych dostawców ropy, jednak w większości przypadków wchodzi w rachubę jedynie transport morski

Foto: Bloomberg

Trwający wciąż rosyjsko-białoruski spór o transport ropy tym razem na szczęście nie przekłada się bezpośrednio na dostawy tego surowca do Polski, ale każe się poważnie zastanowić, czy jesteśmy skazani na rosyjską ropę.

Na razie gros surowca przerabianego w polskich rafineriach to właśnie ropa rosyjska. I tak będzie jeszcze przez kilka kolejnych lat. W grudniu zeszłego roku Orlen podpisał bowiem z firmą Souz Petroleum oraz koncernem Mercuria dwa długoterminowe kontrakty na dostawy do płockiej rafinerii. Trzecim dostarczycielem surowca jest spółka Petraco Oil, z którą zawarto kontrakt jeszcze w 2008 r. Te trzy podmioty zabezpieczają pokrycie aż 85 proc. zapotrzebowania rafinerii w Płocku na surowiec (reszta będzie kupowana na podstawie umów spotowych). Wszystkie będą przesyłać ropę z Rosji.

Także grupa Lotos podpisała pod koniec 2009 r. umowę z Mercurią. Koncern ma dostarczyć do Gdańska w najbliższych latach 18 mln ton ropy. I ten surowiec pochodzić będzie z Rosji.

Grupa Lotos próbuje też zdywersyfikować dostawy. Stąd roczny kontrakt z norweskim Statoilem. Jednak skala jego dostaw jest zupełnie inna – zaledwie 0,32 mln ton ropy. Poza tym ropa z Norwegii ma być dostarczana drogą morską (przez Naftoport), a w przypadku pozostałych kontraktów długoterminowych transport będzie się odbywać zasadniczo rurociągiem Przyjaźń. Ta droga, jak zgodnie twierdzą analitycy, wciąż jest i tańsza, i pewniejsza niż transport tankowcami.

Przy zmniejszającej się różnicy cen ropy rosyjskiej i innych gatunków surowca (tzw. dyferencjał) oraz taniejącym frachcie zdarza się, że ropa kupowana z morza jest tańsza niż ta z rurociągu. W zeszłym roku korzystał z tego m.in. Orlen, nabywając doraźnie niewielkie transporty ropy arabskiej. Jak widać, nie skłoniło to jednak władz koncernu do tego, by – przy okazji zawierania umów wieloletnich – przynajmniej w części uniezależnić płocką rafinerię od dostaw rosyjskiego surowca z Przyjaźni. Powodów jest kilka.

[srodtytul]Taniej czy drożej[/srodtytul]

Po pierwsze zakupy nierosyjskiego surowca z morza są tańsze tylko okazjonalnie, i to przez mniejszą część roku. Gdyby opierać się na nich przez cały rok, byłoby to mniej opłacalne niż zakupy z rury. Oczywiście wyższe koszty na takim rynku, jak polski, można w zasadzie w nieskończoność przenosić na klienta, czego zresztą bywamy świadkami, jednak w grę wchodzi także kwestia logistyki dostaw, a co za tym idzie ich bezpieczeństwa. I to drugi powód. Rafinerie należą bowiem do tego rodzaju zakładów, które nie mogą sobie pozwolić na zawirowania dotyczące ciągłości produkcji.

Po trzecie polskie rafinerie są przystosowane do przerobu właśnie rosyjskiej ropy. Po licznych modernizacjach, jakie przeprowadzono w ostatnich latach, mogą oczywiście pracować z wieloma innymi gatunkami (Orlen mówi nawet o 64 różnych rodzajach surowca), ale nie przekłada się to istotnie na jakość produktów i ich asortyment.

A gdyby jednak mimo wszystko chcieć sprowadzać do Polski inne gatunki ropy? W grę wchodziłoby zapewne tylko kilka kierunków. Jedyną rysującą się rurociągową alternatywą wydaje się przedłużenie rury Odessa – Brody do Płocka. Możliwe byłoby wtedy przesyłanie ropy z Azji Środkowej. O projekcie mówi się już od bez mała dekady, jednak efektów wciąż nie widać. Najwyraźniej strony zaangażowane w przedsięwzięcie nie są wystarczająco zdeterminowane, aby doprowadzić je do końca. To, że można jednak zrealizować tego typu projekty (niekoniecznie po myśli Rosji), pokazują kraje Azji Środkowej, które rozbudowują przecież swoją strukturę przesyłową.

Ropę w większych ilościach można by sprowadzać z Norwegii, Afryki Północnej oraz z Bliskiego Wschodu. Wszystkie te kierunki w różny sposób były już testowane (np. dostawy z Kuwejtu do Gdańska w 2006 r.). W każdym przypadku prowadzono też rozmowy o ewentualnym rozszerzeniu współpracy (np. wizyta premiera Marka Belki w Libii). Jednak niezależnie od kierunku surowiec musiałby być transportowany do Polski morzem. Trudno natomiast sobie wyobrazić, by ropę transportowano do Polski koleją np. z Niemiec.

[srodtytul]Romans z partnerem?[/srodtytul]

Co jakiś czas pojawiają się koncepcje znalezienia dla naszych rafinerii zagranicznych partnerów branżowych. Mówi się w tym kontekście przede wszystkim o koncernach, które dysponują dostępem do własnych złóż ropy. Czy znalezienie takiego partnera (niektórzy analitycy twierdzą, że to niemożliwe), oznaczałoby, że do Polski masowo zacznie napływać inny surowiec niż rosyjski? Eksperci powątpiewają. Światowy rynek ropy jest na tyle płynny, że niezależnie od tego, kto byłby owym parterem strategicznym, i tak nasze rafinerie kupowałyby ropę z Rosji. Handel mógłby się odbywać tylko na zasadzie transakcji typu swap.

Spójrzmy jeszcze na dostawy ropy do Polski z drugiej strony – z punktu widzenia Rosjan. Dotychczas to właśnie oni byli skazani na przesyłanie ropy przez nasz kraj na Zachód. Między innymi właśnie dlatego, że Rosja z braku innych możliwości logistycznych, musiała wysyłać swój surowiec do Europy, ropa gatunku Ural była zawsze tańsza niż ropa Brent. Ta epoka odchodzi jednak w przeszłość. Budowa wielkiej rury do Chin spowoduje, że Rosjanie nie będą już musieli aż tyle surowca wysyłać na Zachód. Rynek bierze pod uwagę tę perspektywę. Przejawem tego jest radykalny spadek w ostatnich miesiącach dyferencjału Ural/Brent do poziomu zaledwie kilkudziesięciu centów na baryłce. O poziomach sięgających 9 dol. (jesień 2004 r.), a nawet 5 dol. możemy zapomnieć.

Rafinerie w naszej części kontynentu, jak już było wspomniane, są przystosowane do przerobu właśnie ropy Rebco (mieszanina różnych gatunków ropy Urals) i na ewentualne przestawienie się na inne gatunki potrzebować będą czasu oraz pieniędzy. Nie można więc wykluczyć, że okresowo surowiec z Rosji może być nawet droższy niż ropa Brent. Ten fakt również trzeba będzie brać pod uwagę, rozważając przyszłe alternatywne kierunki dostaw surowca do Polski.

Trwający wciąż rosyjsko-białoruski spór o transport ropy tym razem na szczęście nie przekłada się bezpośrednio na dostawy tego surowca do Polski, ale każe się poważnie zastanowić, czy jesteśmy skazani na rosyjską ropę.

Na razie gros surowca przerabianego w polskich rafineriach to właśnie ropa rosyjska. I tak będzie jeszcze przez kilka kolejnych lat. W grudniu zeszłego roku Orlen podpisał bowiem z firmą Souz Petroleum oraz koncernem Mercuria dwa długoterminowe kontrakty na dostawy do płockiej rafinerii. Trzecim dostarczycielem surowca jest spółka Petraco Oil, z którą zawarto kontrakt jeszcze w 2008 r. Te trzy podmioty zabezpieczają pokrycie aż 85 proc. zapotrzebowania rafinerii w Płocku na surowiec (reszta będzie kupowana na podstawie umów spotowych). Wszystkie będą przesyłać ropę z Rosji.

Pozostało 87% artykułu
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Rok nowego rządu – sukcesy i porażki w ocenie biznesu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Umowa na polsko-koreańską fabrykę amunicji rakietowej do końca lipca