Półtora roku temu Stocznia Gdańsk dostała zgodę Komisji Europejskiej na dodatkową pomoc publiczną pod warunkiem wywiązania się z zaaprobowanego przez Brukselę planu restrukturyzacji. Tym samym uniknęła losu likwidowanych zakładów w Gdyni i Szczecinie. Latem 2009 r. spłaciła stare długi i zaczęła zwalniać pracowników, by obniżyć koszty. Efektem był dodatni wynik na koniec roku – firma zarobiła 32 mln zł.
Na to nałożyło się jednak spowolnienie gospodarcze i kryzys w branży. Stocznia nie miała nowych kontraktów na budowę statków. W pierwszym półroczu zrealizowała tylko jeden. Żeby zacząć nową produkcję – wież wiatrowych i konstrukcji stalowych – musiała najpierw przystosować do niej zakład. Dlatego tegoroczny wynik będzie gorszy niż przed rokiem.
– Zakładamy, że będzie to kilka milionów złotych – mówi „Rz” Jarosław Łasiński, przewodniczący rady nadzorczej Stoczni Gdańsk. – Teraz mamy już portfel zamówień wart 350 mln zł. Pozyskaliśmy m.in. trzy umowy na budowę czterech statków. Jest szansa na cztery kolejne z tymi samymi kontrahentami – dodaje.
[wyimek]305 mln zł według uzgodnień z Unią ma zainwestować stocznia[/wyimek]
Stocznia zbuduje dwa częściowo wyposażone kadłuby dwóch dużych promów pasażersko-samochodowych dla norweskiej firmy Bergen Group. Dla innej norweskiej firmy zacznie budowę statku offshorowego (zaopatrzenie platform wiertniczych), a dla trzeciego kontrahenta z Norwegii – rybackiego kutra.