Jakub Karnowski: Powstają już pierwsze plany odbudowy Ukrainy

Pociągi Ukrzaliznytzii docierają do większości miast Ukrainy, z wyjątkiem tych, gdzie trwa ostrzał. W dotarciu do małych miejscowości sprawdza się Ukrposhta – mówi Jakub Karnowski, członek rad nadzorczych ukraińskiej kolei i poczty.

Publikacja: 29.03.2022 21:00

Jakub Karnowski jest niezależnym członkiem rad nadzorczych Ukrposhty, czyli ukraińskiej poczty, i Uk

Jakub Karnowski jest niezależnym członkiem rad nadzorczych Ukrposhty, czyli ukraińskiej poczty, i Ukrzaliznytsii, czyli tamtejszej kolei

Foto: maciej kuroń

Gdzie pan teraz przebywa?

Jestem w Warszawie, ale zdalnie ciągle działam w dwóch radach nadzorczych wielkich firm z Ukrainy – Ukrposhty, czyli tamtejszej poczty, i Ukrzaliznytzii, czyli kolei. Gdy wybuchła wojna, sprowadziłem do Warszawy dyrektorkę zarządzającą poczty z rodziną. I ona stąd nią zarządza. Pracuje po 14 godzin dziennie. Lepiej pracować w bezpiecznym miejscu.

Przećwiczona w pandemii zdalna praca okazała się niezbędna w czasie wojny.

Tak, szczególnie w firmach logistycznych. Kolej dociera do większości miast w Ukrainie, z wyjątkiem miejsc, gdzie trwa ostrzał i bombardowanie. Natomiast w dotarciu do małych miejscowości bardzo dobrze sprawdza się ukraińska poczta. Mamy bieżący kontakt z ludźmi, którzy w mniejszych miastach i oddalonych od centrum regionach odpowiadają za dostarczanie emerytur i paczek, często z pomocą humanitarną, od dyrektorów regionalnych do listonoszy.

Na ile procent, w porównaniu z czasem sprzed wojny, działają przewozy?

Kolejowe cargo w Ukrainie jest bardzo ważne. Przed wojną przewoziło się tak około 50 proc. towarów (w Polsce około 10 proc.). Podejrzewam, że teraz nie mniejszy odsetek ze względu na to, że gospodarka w czasie wojny z pewnością się skurczyła, a kolej jest relatywnie niezawodna.

Spodziewaliście się wojny?

Muszę powiedzieć, że nie doszacowałem jej ryzyka. Moi ukraińscy przyjaciele też byli przesadnymi optymistami. I gdy się obudziłem 24 lutego, byłem przekonany, że kolej zostanie przejęta przez wojsko, ale tak się nie stało. Po miesiącu wojny kolej funkcjonuje w zdumiewająco sprawny sposób, w miarę normalnie. Jak to możliwe? Na większości terytorium Ukrainy, poza pasem od Doniecka do Mariupola i do Chersonia oraz na północ od Kijowa, nie ma Rosjan. Mapki w telewizji są mylące, bo rosyjskie wojska są na głównych szlakach, ale terytorialnie nie jest źle. Wszędzie, gdzie jest możliwe, transport cargo i pasażerski odbywa się w miarę normalnie, dzięki nieprawdopodobnie profesjonalnemu i bohaterskiemu zaangażowaniu ludzi z kolei. Oczywiście ukraińskie wojsko robi swoje, np. wysadziło tory wiodące w kierunku Rosji i Białorusi, głównie na północy. Wojsko interweniuje tam, gdzie musi.

Czy Rosjanie niszczą infrastrukturę kolejową?

Tak, zdarzało się, ale jest natychmiast naprawiana. Są do tego ludzie. Zarząd kolei sobie doskonale z tym radzi. W zachodniej Ukrainie trwa natomiast zwyczajny proces inwestycyjny, np. nie przerwano elektryfikacji odcinka Kovel-Izov, bardzo ważnego dla Ukrzaliznytsii ze względu na połączenie z polskim szerokim torem przez Hrubieszów. Na marginesie – mamy nadzieję, że po stronie polskiej elektryfikacja krótkiego odcinka Hrubieszów–granica również się zakończy.

A jak sobie radzi poczta?

Poczta ma dużo „lżejszą” infrastrukturę. To głównie ludzie. Wspomniana przeze mnie dyrektor zarządzająca Ukrposhty, pracując z Warszawy przez 12–14 godzin dziennie, prowadzi rozmaite spotkania z pracownikami z całej Ukrainy, których celem jest normalne zarządzanie operacjami. Wspiera w ten sposób prezesa Ukrposhty, który przebywa w Ukrainie, codziennie zmienia miejsce pobytu i stamtąd zarządza biznesem. Kolej dojeżdża do głównych punktów, np. zawozi pomoc humanitarną, a w drugą stronę do Polski zabiera ludzi, głównie kobiety z dziećmi. Z większych miejscowości przesyłki odbiera poczta, która dociera do miejsc, gdzie nic innego nie dociera. Teraz nie ma np. dostępu do Mariupola.

Część pracowników została zmobilizowana do wojska?

Pracownicy operacyjni kolei i poczty zostali wyłączeni z frontowej służby. Obie spółki zostały uznane za krytyczne dla prowadzenia wojny. Osoby pracujące na większości stanowisk są wyłączone z wcielenia do armii. Z niektórymi pracownikami, głównie poczty, niestety nie ma kontaktu. Nie odbierają telefonu, nie wiemy, co się z nimi stało.

Nie odbierają, bo ucierpiała telekomunikacja?

Tego na 100 proc. nie wiemy, zapewne w niektórych miejscach nie ma łączności. Choć z drugiej strony w Kijowie w początkowej fazie wojny nie było łączności w schronach, ale już jest.

Telekomy dostosowały się do warunków wojennych?

Tak, w wielu miejscach, gdzie nie było internetu, już jest dostęp do sieci.

Co z energetyką? Rosjanie uderzyli w jej infrastrukturę?

Nie mam sygnałów, żeby miało to istotnie negatywny wpływ na kolej czy pocztę.

Jak ocenia pan stan gospodarki ukraińskiej miesiąc po napaści Rosjan? Na ile procent działa?

W zachodniej Ukrainie, na Zakarpaciu i w części Ukrainy bliżej Polski wszystko działa w miarę normalnie. Wiele przedsięwzięć jest kontynuowanych. Np. w poczcie przed wojną pracowaliśmy z doradcami z wielkiej czwórki nad projektem dotyczącym ładu korporacyjnego. Byliśmy umówieni na kolejne spotkanie właśnie na 24 lutego. Spotkanie się nie odbyło, ale po trzech tygodniach dostaliśmy sygnał, że wracamy do prac. Przygotowujemy kolejny etap projektu, który pokaże, jak poczta powinna funkcjonować już w warunkach powojennych. Tam gdzie jest to możliwe, ludzie wykonują swoją pracę, chcą wracać do normalności. Jak to wygląda w całej gospodarce, nie wiem. Obawiam się, że w części miejsc w tym momencie nie ma fizycznej możliwości produkcji czy prowadzenia biznesu usługowego, albo jest to mocno ograniczone.

Pojawiły się sygnały, że część firm ze wschodu przenosi się do zachodniej części kraju.

Tak, to jest widoczne. Kierownictwa firm czy osoby zarządzające, jeżeli nie mogą wyjechać z kraju, przenoszą się tam, gdzie jest bezpieczniej. Np. zarząd kolei zarządza nią z bezpiecznego miejsca na terenie Ukrainy. Nie mogę oczywiście powiedzieć skąd.

Ukraińska kolej ma też biuro w Warszawie, skąd kilka osób zarządza ruchem między naszymi krajami. W pierwszych dwóch tygodniach pomoc humanitarna szła z Warszawy i Medyki. Do Warszawy dojeżdżał pociąg pasażerski, więc pakowaliśmy do przedziałów pasażerskich, co się dało. Nie jest to ergonomiczne, więc w Medyce były podpinane wagony cargo. Wysłaliśmy do Kijowa całą pomoc humanitarną od warszawiaków i część pomocy Swiss Humanitarian Aid. W drugą stronę cały czas jadą ludzie, choć ostatnio mniej, bo ci, co mieli wyjechać, już to zrobili.

O tym, że staramy się działać normalnie, świadczy choćby to, że na wniosek rady nadzorczej kolei Rada Ministrów Ukrainy powołała ostatnio zarząd na kolejną kadencję. Wcześniej był w firmie p.o. prezesa, ale uznając sprawność działania w czasie wojny, podjęliśmy decyzję o powołaniu prezesa i zarządu na kolejną kadencję. Ma to praktyczne, ale także symboliczne znaczenie, bo pokazuje, że organy korporacyjne funkcjonują normalnie. I sprawnie działa współpraca spółki z rządem.

Ukraina coś w tej chwili eksportuje?

Tak, ale szczegółów nie ujawniamy. Jedno z głównych zadań operacyjnych kolei to zapewnienie transportu pasażerom wewnątrz kraju, aby mogli pracować, a gospodarka funkcjonować i wspierać walkę Ukraińców z agresorem. Drugie zadanie kolei to właśnie wysyłanie towarów z Ukrainy za granicę. Nie mogę mówić, co wozimy i dokąd. Nie zabiegam też, żeby wiedzieć więcej, niż muszę.

Co z rolnictwem? Będą zasiewy, a potem żniwa?

Nie wygląda to tak źle, jak się na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać. Rolnicy w Ukrainie nie zajmują się tylko rosyjskimi czołgami [śmiech], ale również tym, czym zajmowali się dotychczas.

Jaki będzie koszt podźwignięcia kraju z ruin po wojnie?

Powstają już pierwsze szacunki i plany odbudowy. Praktycznie od początku wojny w Szkole Głównej Handlowej w „mojej” Katedrze Międzynarodowych Studiów Porównawczych pracuje grupa robocza złożona z ekonomistów i specjalistów z kluczowych dziedzin. Są w niej Polacy i Ukraińcy. Na pewno będą potrzebne pieniądze rzędu dziesiątek, może nawet setek miliardów dolarów, rozłożone na lata. Po decyzjach Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i po nastawieniu opinii publicznej widać, że pieniądze na odbudowę Ukrainy się znajdą, bo wsparcie dla tego kraju jest gigantyczne. Będzie to odbudowa infrastruktury, mieszkań, szpitali, szkół, a także – co nie mniej ważne – stworzenie niematerialnej infrastruktury praworządnego państwa, w tym niezależnego sądownictwa, warunków do utrzymywania trwałego wzrostu gospodarczego i funkcjonowania demokracji, wolnych mediów.

Pytanie tylko: kiedy i jak się wojna skończy i jaka będzie stabilność polityczna kraju po niej? Czy nie powstanie sytuacja, którą uwielbiają Rosjanie: stworzenie nieuznawanych przez nikogo destabilizujących państwo bytów, takich jak Naddniestrze, Abchazja czy Południowa Osetia, oraz nieustanna ingerencja w wewnętrzne sprawy niepodległego kraju, który wybrał inną drogę niż „ruski mir”. Dotychczasowy przebieg wojny i jasne stanowisko prezydenta Zełenskiego dają nadzieję, że tak się nie stanie.

Może trzeba sięgnąć po zamrożone 300 mld dol. rezerw Rosji, skoro to ona napadła na Ukrainę i ją niszczy?

Oczywiście chciałbym, żeby Rosja zapłaciła za awanturę, którą wywołała, i poniosła część kosztów odbudowy Ukrainy. Oprócz tego pieniądze na pewno znajdą się także choćby w Banku Światowym i w MFW. Mam nadzieję, że kraje europejskie stworzą dla Ukrainy szybką ścieżkę do członkostwa w Unii za obronę wolnego świata. I że finansowe instytucje europejskie przyczynią się do szybkiej odbudowy. Pieniądze będą najmniejszym problemem po wojnie. Ważniejsza będzie stabilność polityczna i makroekonomiczna plus długookresowe warunki rozwoju. Jeżeli Ukraina będzie mieć perspektywę wejścia do UE i brak zagrożenia ze strony Rosji, to będzie się szybko rozwijać. Obserwuję Ukrainę od sześciu lat. Zdarzyło się tam bardzo wiele dobrego. Narzekaliśmy np. na korupcję, ale gdyby w wojsku ukraińskim była korupcja taka jak w rosyjskim, to czy dzisiaj broniłoby kraju tak skutecznie? Wysokie morale to przejaw tego, że w Ukrainie przez te lata stało się dużo dobrego dla rozwoju gospodarczego i rozwoju instytucji państwa.

Niby jest pan ciałem w Warszawie, ale głową ciągle w Ukrainie.

Jestem codziennie w warszawskim biurze ukraińskich kolei i w utworzonym teraz biurze ukraińskiej poczty. Codziennie widzę, jak w warunkach wojny funkcjonują obie instytucje. Jestem pozytywnie zaskoczony profesjonalizmem. Uderza mnie bohaterstwo Ukraińców. To coś niebywałego. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy tego nie docenili i nie pozwolili Ukrainie uzyskać szybkiej ścieżki do Unii Europejskiej.

—notował Grzegorz Balawender

Jakub Karnowski jest niezależnym członkiem rad nadzorczych Ukrposhty, czyli ukraińskiej poczty, i Ukrzaliznytsii, czyli tamtejszej kolei. W latach 2012–2015 jako prezes PKP prowadził restrukturyzacje polskich kolei. Wcześniej pracował m.in. w Banku Światowym i PKO TFI. Absolwent i pracownik Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, posiada dyplomy MBA i CFA.

Gdzie pan teraz przebywa?

Jestem w Warszawie, ale zdalnie ciągle działam w dwóch radach nadzorczych wielkich firm z Ukrainy – Ukrposhty, czyli tamtejszej poczty, i Ukrzaliznytzii, czyli kolei. Gdy wybuchła wojna, sprowadziłem do Warszawy dyrektorkę zarządzającą poczty z rodziną. I ona stąd nią zarządza. Pracuje po 14 godzin dziennie. Lepiej pracować w bezpiecznym miejscu.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Rodzina Mulliez pod lupą sędziów śledczych
Biznes
Zły pierwszy kwartał producentów samochodów
Biznes
Szwecja odsyła Putina z kwitkiem; rosyjskie rury zatopione na dnie Bałtyku
Biznes
Apple spółką wartościową? Rekordowe 110 miliardów dolarów na skup akcji
Biznes
Majówka, wakacje to czas złodziejskich żniw. Jak się nie dać okraść
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił