Warszawski port lotniczym jest jedynym z polskich lotnisk, na którym funkcjonuje ILS II kategorii, który prowadzi pilota do punktu znajdującego się 15 metrów lub mniej nad progiem pasa startowego. Systemu na pozostałych lotniskach doprowadzają samoloty na odległość ok. 60 metrów lub mniejszą od pasa startowego.
Działa on tylko na jednej — krótszej drodze lądowania. Instrumenty, które mają ułatwić lądowanie na drugim pasie wciąż nie działają poprawnie. — Winne są zakłócenia, które pojawiły się pod koniec 2008 roku — przyznaje Kamil Wnuk, rzecznik Okęcia. Od tego czasu liczni eksperci badają urządzenie i starają się wyeliminować przeszkody. Ostatnio padło na płot portu lotniczego. A dokładniej na drut kolczasty, którym jest zwieńczony. PPL przesuwa więc ogrodzenie. — Eksperci nie dają jednak gwarancji, że gdy prace zostaną zakończone ILS będzie działać bez zarzutów — mówi Kamil Wnuk.
Jak dodaje Grzegorz Hlebowicz, rzecznik Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej odpowiedzialnej za zarządzanie naszym niebem, zgodnie z jedną z hipotez w sprawnym działaniu urządzenia przeszkadzają nierówności terenu. Niewykluczone więc, że w dalszej kolejności na teren portu wjadą spychacze.
W ciągu roku jest zaledwie kilkanaście do kilkudziesięciu dni w których piloci potrzebują ILSu drugiej kategorii by wylądować w porcie. To jednak wystarcza by odwołać kilkadziesiąt lotów. Dla przewoźników to koszty. Muszą wypłacić pasażerom odszkodowanie czy zapewnić opiekę na lotnisku. W 2009 roku na odwołanie lotów przez linie lotnicze poskarżyło się do ULCu 538 osób. Komisja Ochrony pasażerów nałożyła na linie 127 kar o wysokości od 200 zł do 4 tys. zł. Łącznie kary wymierzone w 2009 roku wyniosły 143,4 tys. zł.