Polscy rolnicy chcieliby mieć możliwość uprawy roślin genetycznie modyfikowanych (GMO). Z ich ocen wynika, że odmiana kukurydzy GMO podnosi zarobki z uprawy średnio o 25 proc.
– Moi partnerzy handlowi chcą otrzymywać towar dobrej jakości i jednocześnie tani, a to daje kukurydza GMO. Jej uprawa jest o 15 proc. tańsza od konwencjonalnych odmian, a plony wyższe o 20 proc. – mówi Adam Koryzna, prezes Koalicji na rzecz Nowoczesnego Rolnictwa.
Na ponad 100 hektarach produkuje kukurydzę z przeznaczeniem na ziarno i chciałby mieć możliwość zastąpienia jej odmianą MON 810, odporną na szkodniki. Wie, jakie osiągnie korzyści, bo na małym poletku prowadzi doświadczalną plantację genetycznie modyfikowanej kukurydzy i obserwuje różnice. Musi przy tym przestrzegać restrykcyjnych przepisów związanych z uprawą, zbiorem i sprzedażą kukurydzy. Największe trudności nastręczało jednak kupienie nasion MON 810, bo choć są one zatwierdzone przez Komisję Europejską, to w Polsce nie mogą być sprzedawane. – Musiałem udać się po nie do Czech – opowiada Adam Koryzna.
Rolnicy podkreślają, że powinni być traktowani na równi z zagranicznymi producentami. Do Polski sprowadzane jest rocznie ok. 1,5 mln ton soi i 1 mln ton kukurydzy na cele paszowe – w większości genetycznie modyfikowanych, a więc tańszych od surowca krajowego.
Ustawa o paszach, przyjęta przez poprzedni rząd, wprowadzi od sierpnia tego roku zakaz żywienia zwierząt produktami GMO. Minister rolnictwa Marek Sawicki zapowiedział jednak jej nowelizację, bo jest niezgodna z przepisami unijnymi.