Spada kurs dolara, drożeje ropa i złoto. Ten scenariusz powtórzy się jeszcze wielokrotnie, dopóki na świecie nie dojdzie do prawdziwego załamania gospodarczego. Wtedy będzie można mieć nadzieję na odwrócenie trendu.
Na razie producenci ropy pompują budżety nadzwyczajnymi dochodami z eksportu. Jeśli EBC w najbliższy czwartek podniesie stopy procentowe, zyski te wzrosną jeszcze bardziej. Wysokie ceny to efekt rosnącego popytu, taniejącego dolara i faktu, że producenci i importerzy nie potrafią się porozumieć. Dochodzi do tego bessa na rynku, która powoduje, że bardziej opłaca się kupować ropę niż akcje. Jak zwariowany jest rynek, pokazały reakcje na libijskie pogróżki zmniejszenia wydobycia – ceny wzrosły o ponad 5 dolarów na baryłce. Znacznie groźniejsze jest jednak to, że przewodniczący OPEC uważa, iż ceny mogą wzrosnąć nawet do 150 – 170 dol. za baryłkę. Tyle że także on jest Libijczykiem. Teraz trzeba poczekać, co na to wszystko powiedzą Saudyjczycy, bo tylko oni mogą zwiększyć produkcję.
Małe są szanse na wypracowanie korzystnego dla konsumentów rozwiązania podczas szczytu UE – Rosja. Moskwa chce jak najgłębiej wchodzić w gospodarkę unijną, jednocześnie jak najmniej dopuszczając Zachód do udziałów w rynku rosyjskim.
Przyszłość wygląda więc tak: zdrożeje ropa, zdrożeje złoto, choć w najbliższym czasie raczej nie pobije rekordu wszech czasów z marca – 1030 dol. za uncję.