Ponad 27,8 tys. mieszkań oddali do użytku deweloperzy w I półroczu – podał wczoraj GUS. Rok temu było to niecałe 15,8 tys. I choć od kwietnia liczba oddawanych lokali nieznacznie spada (licząc miesiąc do miesiąca), wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem jest imponujący.
Jednak ten rekord nie cieszy deweloperów. – Budujemy to, co sprzedaliśmy na rynkowej górce. Ale mniejsi deweloperzy, którzy nie sprzedali w czasach wzrostu, a ruszyli z budowami, mogą przy takiej podaży mieć kłopoty – mówi Jerzy Zdrzałka, prezes J. W. Construction. – Zwłaszcza przy obserwowanym od kilku miesięcy wysypie mieszkań spekulacyjnych – dodaje. Deweloperzy przyznają, że w niektórych lokalizacjach nawet połowa mieszkań kupowana była jako inwestycja. Teraz lokale te wracają na rynek. Przy i tak słabym popycie są dodatkową konkurencją dla firm.
– Tak wielkiej podaży jeszcze nie było. Jeśli tendencja się utrzyma, pogłębi to obecną sytuację rynkową, a zatem – zahamowanie sprzedaży i wyczekiwanie klientów na obniżki – potwierdza Piotr Sumara, prezes Północ Nieruchomości. – Deweloperzy nie mają co liczyć na szybkie odbicie.
Zdaniem Sumary do ustabilizowania rynku potrzeba trzech – czterech kwartałów. W tym czasie mieszkania w najlepszych lokalizacjach utrzymają ceny. – Jednak na obrzeżach aglomeracji, gdzie jest największa konkurencja między deweloperami, będą dalsze kilkuprocentowe przeceny. One już są spore, jeśli weźmie się pod uwagę dodawane wyposażenie czy wycieczki. Ale to nie koniec – przewiduje Sumara.
Na razie jednak gotowe i niesprzedane lokale nie są problemem dla deweloperów. Z danych firmy doradczej REAS wynika, że pod koniec II kwartału z 15 tys. wystawionych do sprzedaży w Warszawie gotowych było ok. 500. W żadnej z aglomeracji odsetek ten nie sięgał 10 proc.