W ciągu najbliższych dni wiadomo będzie ostatecznie, czy włoskie linie lotnicze Alitalia zbankrutują, czy też uda je się znowu uratować. Na razie bliżej jest do najgorszego scenariusza. Prywatni włoscy inwestorzy wycofali ofertę przejęcia, a konkurencyjne spółki z innych państw nie chcą brać na barki zobowiązań.
Upadek firm, które są symbolami narodowej gospodarki, wszędzie budzi ogromne emocje, ale upadek Alitalii to dla Włoch może być większy szok niż ewentualne bankructwo stoczni w Szczecinie czy Gdańsku dla Polski. Polskie stocznie zatrudniają 6 tys. osób, Alitalia 20 tys. Stocznie nie mają strategicznego znaczenia dla gospodarki, podczas gdy połączenia Alitalii mają ogromne znaczenie dla włoskich biznesmenów. Problemy tych firm natomiast jaskrawo obrazują indolencję gospodarczą klas politycznych obu krajów.
Stypa po pogrzebie flagowego przewoźnika może być okazją do wypunktowania słabości gospodarki, która od kilu lat nazywana jest przez niektórych komentatorów chorym człowiekiem Europy. A w tym roku, zgodnie z prognozami związku przemysłowego Confindustria, ma się ona skurczyć o 0,1 proc. Włoski przemysł jest duszony nie przez kryzys finansowy, ale głównie przez problemy strukturalne.
Alitalia to symbol bolesnego marnotrawienia publicznych pieniędzy. Włoski flagowy przewoźnik od dziesięciu lat systematycznie przynosił operacyjną stratę. Firma była fatalnie zarządzana. Jeden z groteskowych przykładów to działanie kilkunastoosobowej rady, która zajmowała się jedynie nadawaniem imion samolotom. Spółkę ratowały tylko publiczne dotacje. To właśnie łatwość wydawania pieniędzy z państwowej kasy doprowadziła w ostatnich dwóch dekadach do wzrostu długu publicznego Włoch do poziomu 110 proc. PKB (drugie miejsce na świecie po USA), co stanowi ogromne obciążenie dla włoskich podatników.
Alitalia i sposób jej ratowania to również symbol indolencji w obszarze konkurencyjności. Firma CAI (Compania Area Italiana), która zgodnie z planem premiera Włoch Silvio Berlusconiego miała przejąć Alitalię, zmonopolizowałaby także przeloty na najbardziej rentownej w Europie trasie Mediolan – Rzym. Ten wydawałoby się mało istotny szczegół jest dość charakterystyczny dla Włoch, które od lat zmagają się z brakiem konkurencji na wielu rynkach. Do niedawna w tym kraju obowiązywały m.in. tak absurdalne przepisy, jak reglamentowana liczba piekarni czy stacji benzynowych w jednej dzielnicy.