Pod Legnicą jest co najmniej 15 mld ton węgla brunatnego – to największe pole w Europie. W Polsce ten surowiec, z którego produkuje się 35 proc. energii elektrycznej, bez nowych kopalń skończy się za 40 lat. Jednak na eksploatację Legnicy nie godzą się mieszkańcy. Odwiedzili Ministerstwo Gospodarki.
Ich zdaniem odkrywka spowoduje wysiedlenie 3,3 tys. rodzin, a nie tysiąca, jak twierdzi Instytut Górnictwa Odkrywkowego Poltegor, który opracował projekt zagospodarowania złóż. “Poltegor fałszował dane po to, aby została podjęta decyzja o eksploatacji” – piszą do “Rz”.– Krzyczą ci, których to nie dotyczy – uważa prof. Jerzy Bednarczyk z Poltegoru. – Rozważane jest m.in. dojście od zachodu, tam protestów nie ma.
– Legnickie złoża są 200 m pod nadkładem, byłaby to droga inwestycja. Warto rozważyć eksploatację innych złóż węgla, np. kamiennego – powiedział “Rz” minister środowiska Maciej Nowicki. – Czekamy na strategię energetyczną do 2030 r. Jeśli według niej złoża legnickie będą eksploatowane, to zapytamy o CO2, bo węgiel brunatny jest najbardziej emisyjny. A od 2020 r. elektrownie maja płacić za całość praw do emisji.
Jest dodatkowy problem: tam, gdzie zlokalizowane są złoża, zaplanowano drogę S3. – Wtedy do węgla nie dotrze się nigdy – uważa Bednarczyk. Poltegor zaproponował więc eksploatację pól Rogóźno (700 mln ton) i Torzym (500 mln ton). A zainteresowanie węglem brunatnym rośnie, bo kamienny zdrożał nawet o 40 proc. (brunatny jest trzy – cztery razy tańszy).
– Jeżeli nie wyhamujemy spadku produkcji węgla kamiennego, nie przekonamy do budowy kopalń węgla brunatnego w okolicach Legnicy, Gubina, Złoczewa, Rogóźna, Turku czy Konina, to za 20 – 30 lat będziemy importować 70 mln ton węgla (teraz ok. 10 mln ton rocznie – red.) – komentuje dr Zbigniew Kasztelewicz z AGH, członek komitetu sterującego ds. pól legnickich.