Tak wynika z wypowiedzi wiceprezesa Gazpromu Aleksandra Miedwiediewa dla „Rz”.
– Nowy mechanizm – powiązanie cen z bieżącymi notowaniami (spot) gazu – zgodziliśmy się zastosować tam, gdzie rynek jest płynny i konkurencyjny – stwierdził. – Tak jest w Niemczech, ale tam rynek ma inną strukturę niż w Polsce.
Szefowie Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa odmówili skomentowania tej wypowiedzi wiceprezesa Gazpromu. Nieoficjalnie tylko usłyszeliśmy, że jednak zarząd spółki jest zdecydowany doprowadzić do rozmowy o zmianie sposobu obliczania cen. Taka możliwość – zgodnie z zapisami w kontraktach – pojawia się co trzy lata. Ostatnia modyfikacja wzoru cenowego miała miejsce jesienią 2006 r. Wtedy to Polska potrzebowała dodatkowego kontraktu na dostawy gazu, a Gazprom zezwolił na jego zawarcie spółce, w której miał udziały, ale jednocześnie rosyjski koncern o 10 proc. podniósł cenę paliwa.
Wiceprezes Miedwiediew w rozmowie z „Rz” wprawdzie nie neguje prawa do rewizji cen, ale uważa, że nie ma do tego powodów. – Nie widzimy spadku zapotrzebowania na gaz, ale raczej wzrost. Polska jest czwartym odbiorcą naszego gazu w Europie.
PGNiG liczył, że zdoła przekonać Gazprom do rozmów o cenach tuż po podpisaniu przez wicepremierów obu krajów nowego międzyrządowego porozumienia gazowego. Tym bardziej że polska firma zwiększy import rosyjskiego surowca do ponad 10 mld m sześc. rocznie oraz wydłuży okres dostaw o 15 lat – do 2037 r. Wypowiedź wiceprezesa Miedwiediewa oznacza w praktyce, że PGNiG nadal będzie kupował gaz po cenie obliczanej w odniesieniu tylko do notowań ropy naftowej. Podczas gdy inne kraje – m.in. Niemcy – uiszczają za część dostaw gazu opłaty według bieżących cen tego paliwa. Gdyby taki sposób kalkulacji miał też PGNiG, to – jak wynikało z szacunków – mógłby zaoszczędzić ponad 80 mln dol. rocznie.