Czeski miliarder kontrolujący NWR upatrzył sobie polski przemysł górniczy. Widząc, jak Bogdanka rośnie w siłę, postanowił ją przejąć. Ale nie po to, by ujarzmić konkurencję. Po to, by zdywersyfikować portfel NWR (czeskie kopalnie OKD tego koncernu produkują przede wszystkim węgiel koksowy, bazę do produkcji stali, a Bogdanka wydobywa węgiel energetyczny), ale również, o czym NWR wcale nie chce mówić, żywotność kopalń NWR jest krótsza niż polskich i nie ma tam tak perspektywicznych złóż.
Dlatego to w nasze złoża postanowił zainwestować NWR. I choć na razie wszystko kręciło się wokół przejęcia Bogdanki, którą również interesuje się Jastrzębska Spółka Węglowa, to NWR zapewnia, że nie rezygnuje z innych polskich inwestycji.
Gdy koncern Bakali debiutował na GPW w 2008 r., jako sztandarową inwestycję prezentował wartą ok. 400 mln euro budowę nowej kopalni na miejscu nieczynnego Dębieńska w gminie Czerwionka-Leszczyny (powiat rybnicki). Jednak w ciągu dwóch lat nie za wiele się tam działo. NWR ma już koncesję wydobywczą, ale na złoża poniżej poziomów starej kopalni. I nie bardzo jak ma się do nich dostać – infrastruktura naziemna należy do Kompanii Węglowej, która dopiero szykuje przetargi. Jan Fabian, wiceprezes NWR, zapewniał jednak wielokrotnie, że kopalnia powstanie w ciągu pięciu – sześciu lat, a tym samym da ponad 2500 nowych miejsc pracy.
Tyle że mieszkańcy gminy, którzy mają szansę na nowy zakład pracy, boją się, że NWR po zakończeniu inwestycji przywiezie do kopalni górników z OKD. NWR twierdzi, że będzie inaczej.
Ale jak będzie naprawdę, tego nie wie nikt. Po ogłoszeniu wezwania na Bogdankę niechęć polskich górników do spółki Bakali wzrosła. Chodzi bowiem o sposób, w jaki NWR chce przejmować polskie górnictwo. Zdaniem związków zawodowych to wrogie przejęcia, robione siłą. Jan Fabian zapewniał niedawno w Katowicach: nie jesteśmy konkwistadorami, chcemy współpracy. Ale na razie polskich górników nie przekonał.