Jak wyjaśnia Maciej Bitner, główny ekonomista Wealth Solutions, przykładem może być Japonia, w której od 16 lat wydajność upraw ryżu już się nie poprawia. W Stanach Zjednoczonych jest nieco lepiej, ale tempo wzrostu wydajności jest dwukrotnie niższe niż 20 lat temu. Tymczasem co roku rolnicy muszą wykarmić 80 milionów ludzi więcej. Do tego zmienia się dieta przeciętnego mieszkańca Ziemi. Coraz bogatsi obywatele krajów rozwijających się chcą zwiększać w niej udział mięsa, przez co część ziem trzeba przeznaczać na uprawę pasz dla zwierząt.
Zawiodły też próby zwiększania plonów dzięki irygacji. Wprawdzie Arabia Saudyjska inwestując dużo w irygację w latach 80., osiągnęła żywnościową samowystarczalność, ale, jak podkreśla Maciej Bitner, tylko na dwadzieścia lat, bo okazało się, że podziemne wody, które wykorzystywano do nawadniania upraw są już na wykończeniu. Od kilku lat produkcja pszenicy w tym kraju spada i niedługo wszystkie zboża znów trzeba będzie importować. Podobną „bańkę wodną" zafundowały sobie Syria i Irak, w których produkcja zbóż także zaczęła ostatnio spadać. Ocenia się, że podobny problem może mieć jeszcze 16 innych państw.
Zdaniem głównego ekonomisty Wealth Solutions szansą na fundamentalną zamianę na rynku towarów rolnych jest zwiększenie wydajności rolnictwa w krajach, w których gospodarstwa rolne są bardzo rozdrobnione, takich jak Indie, Pakistan, Bangladesz czy Chiny. Ponieważ jednak wiązałoby się to z drastycznym spadkiem zatrudnienia w rolnictwie i przejściowo wysokim bezrobociem, władze skłonne są raczej opóźniać ten proces niż go przyspieszać.
- W najbliższych latach nie spodziewałbym się więc tu jakiegoś większego postępu. Jeśli nie uzyskamy jakiegoś technologicznego przełomu w rolnictwie, towary rolne będą drożały - mówi Maciej Bitner.