Ursus informuje, że podjął już działania prawne celem zawieszenia postępowania egzekucyjnego i uchylenia zajęć. – Komornik dokonał czynności wszczynających egzekucje, ale nie rozpoczął czynności likwidacyjnych. Spółka kupuje surowce i nadal produkuje. Nie ma w tej chwili ryzyka, iż proces zostanie zatrzymany – poinformowało biuro prasowe spółki.
Ale i tak sytuacja Ursusa i jej spółki zależnej Ursus Bus jest nie do pozazdroszczenia. Coraz bardziej wątpliwa staje się zdolność firmy do realizacji zadania, które mogłoby poprawić jej kondycję. Chodzi o warte przeszło 3 mld zł zlecenie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) na budowę przeszło tysiąca elektrycznych autobusów dla polskich miast, do czego wybrano lubelską spółkę w lutym tego roku. Jej wiarygodność dodatkowo osłabia fakt, iż w marcu Ursus stracił kontrakt na dostawę pięciu elektrobusów dla Katowic. Umowę zerwano z powodu przekroczenia terminu dostaw. W branży autobusowej było to sensacją, bo w podobnych sytuacjach producenci i odbiorcy autobusów zawsze się dogadywali.
Ciągniki wyhamowały
Problemy finansowe ciągną się za rolniczym Ursusem już od dłuższego czasu. W trakcie dziewięciu miesięcy 2018 r. spółka odnotowała spadek przychodów ze sprzedaży krajowej i zagranicznej. W przypadku rynku krajowego dynamika spadku przychodów wyniosła 56,3 proc. r./r. Było to m.in. efektem braku realizacji dopłat unijnych i pogarszającej się koniunktury na polskim rynku maszyn rolniczych. Z kolei do spadku wpływów z eksportu (po trzech kwartałach wyniosły 30,9 mln zł, malejąc o 72 proc. r./r.) przyczyniły się problemy związane z akceptacją płatności za dostawy ciągników do Tanzanii oraz brakiem ratyfikacji kontraktu z Ugandą.
Ursusa mocno obciąża finansowo także produkcja autobusów, która miała się stać drugim filarem ekspansji firmy. Nie mając renomy w elektromobilności, musiała przebijać konkurentów głównie niższymi cenami. Nabrała przy tym wiele zleceń (w przetargach ich liczba waży o doświadczeniu), co przełożyło się na kłopoty finansowe i problemy z punktualnością dostaw. – W ub.r. Ursus zapłacił kary za opóźnienia w dostawach dla Warszawy, kłopoty z terminami miał także w Toruniu i Zielonej Górze – wylicza Jakub Dybalski z portalu Transport Publiczny. I choć przychody spółki Ursus Bus po trzech kwartałach 2018 r. były rok do roku prawie dwukrotnie wyższe, sięgając 47,5 mln zł, to strata netto wyniosła 20 mln zł.
Elektryki na sprzedaż
W ramach restrukturyzacji Ursus ma zamiar sprzedać segment produkcji autobusów. Firma pracuje nad przebudową portfolio w kierunku poprawy jego zyskowności i chce skoncentrować się na ciągnikach. Spółkę Ursus Bus miałby przejąć za 34 mln zł PG Energy Capital Management należący do Pawła Gricuka, byłego szefa JP Morgan w Polsce i Petrolinvestu. Ale transakcja dojdzie do skutku, jeżeli do końca marca będą spełnione warunki określone w umowie zawartej pod koniec ub.r. W obecnej sytuacji, po zajęciu komorniczym części aktywów Ursusa, wydaje się to mało realne. – Ursus to jedna z najstarszych polskich marek. Robimy wszystko, żeby mimo przejściowych trudności mogła dalej funkcjonować. Prawo restrukturyzacyjne jest w naszej sytuacji bardzo pomocne – mówi „Rzeczpospolitej" Tomasz Zadroga, prezes Ursus SA.
Ewentualna upadłość firmy niekorzystnie odbiłaby się także na rozwoju polskiej branży elektromobilności. W końcu września ub.r. Ursus miał podpisane kontrakty na dostawę 90 szt. autobusów o łącznej wartości ok. 152,7 mln zł (włącznie z kontraktem katowickim). Złożył także oferty w przetargach na 19 pojazdów o wartości ok. 42 mln zł.