Japonia opuściła IWC 30 czerwca. Członkostwo w IWC zezwalało krajom jedynie na ograniczone odławianie wielorybów „w celach naukowych" w wodach Antarktydy i Pacyfiku. Japończycy od lat wykorzystywali to jako przykrywkę do komercyjnych połowów. Pojawienie się w sklepach mięsa wielorybiego tłumaczyli, że jest to „produkt uboczny" badań nad wielorybami.
Teraz już takie wykręty nie będą potrzebne. Rosnący apetyt Japończyków na wielorybie mięso (od 2009 r Japonia podpisała kontrakty z Rosją na zakup łączne 200 białuch), a także naciski lobby rybackiego, wymusiły na Tokio, wystąpienie z organizacji chroniącej największe ssaki morskie. Japonia była jej członkiem przez 31 lat, co znacznie poprawiło stan populacji waleni.
Wyjście z IWC oznacza zamknięcie dla japońskich rybaków wód Antarktydy i Oceanu Spokojnego. Mogą natomiast bez umiaru zabijać wieloryby w swojej strefie przybrzeżnej. Rząd na razie nie ogłosił które wieloryby i ile będzie można odławiać. Zapewnia, że będą to tyle te, których liczebność nie jest zagrożona. Problem w tym, że z 86 gatunków zdecydowana większość jest na granicy wyginięcia.
Od początku rewolucji przemysłowej wielorybnicy przede wszystkim z USA, Anglii, Norwegii, Rosji i Japonii wymordowali ponad 90 proc. wielorybów. Według danych Greenpeace, dziś po 40 latach ochrony, liczebność największego ssaka na ziemi - płetwala błękitnego stanowi jeden procent stanu gatunku sprzed ery wielorybnictwa.
Organizacje ekologiczne z Australii i Nowej Zelandii od dekady walczą z japońskimi połowami wielorybów, które uważają nie za naukowe a komercyjne. Teraz walka z japońskimi wielorybnikami będzie dużo trudniejsza, bowiem połowy odbywać się będą na japońskich, a nie międzynarodowych wodach.