– Ta ustawa to niekończąca się bajka. A skoro gospodarka śmieciami sprawia tyle problemów w krajach, które takie zmiany wprowadziły wiele lat temu, to co mówić o Polsce, gdzie stan umysłów jest zupełnie inny? – pyta retorycznie w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Krzysztof Iwaniuk, szef Związku Gmin Wiejskich.
Andrzej Gantner: Zostało nam pięć lat na rozruszanie obiegu zamkniętego
Nowelizacja tzw. ustawy śmieciowej, która wczoraj trafiła do Senatu, nie ma zbyt wielu zwolenników. Nie będzie do nich należeć zwłaszcza przeciętny Kowalski, który nie pokusił się o segregowanie śmieci. Teraz będzie „motywowany" zwiększeniem obciążeń finansowych, co może być najskuteczniejszą z form zachęcania do większej wrażliwości ekologicznej.
Przede wszystkim wzrosną bowiem opłaty za możliwość niesegregowania śmieci. Początkowo autorzy nowelizacji przyjęli, że kwota ta ma stanowić dwukrotność opłaty śmieciowej; zatem mieszkaniec niesegregujący płaciłby dwa razy więcej niż segregujący. Ale samorządowcy dowodzili, że już dziś są takie – lub zbliżone – różnice. W efekcie w nowelizacji znalazł się zapis o widełkach od dwu- do czterokrotności opłaty śmieciowej.
Samorządy dostały też większą swobodę w zakresie wyznaczania opłat, mogą np. wprowadzić niższe dla tych, którzy część śmieci utylizują w przydomowych kompostownikach. Tyle marchewki, batem zaś ma być kontrola wyrzucanych śmieci i potencjalne kary dla tych, którzy łamią reguły.