Punkt widzenia jednej strony przedstawił Bogusław Chrabota, red. nacz. „Rz", a o interesach drugiej opowiadał Marcin Olender, menedżer ds. polityki publicznej z Google Polska. Sprawa dotyczyła wprowadzenia opłat za korzystanie z wytworzonych treści, np. artykułów. – Bardzo ważne jest, żeby nie pozwalać na wykorzystywanie cudzej własności intelektualnej bez pozwolenia, bo to po prostu jest kradzież – stwierdził Chrabota, odnosząc się do częstych przypadków, kiedy w innych mediach pojawiają się fragmenty najlepszych artykułów z jego gazety. – Widzę to na najpopularniejszych portalach. Często aż 80 proc. tekstu to przedruk tego, co pojawiło się u nas. Jak mamy się bronić? – pytał.

Zgodził się z nim Olender, dodając, że fakt, iż dziennikarze od siebie odpisują, stanowi realny problem. Nie można jednak im zabronić powoływania się na inne media, nawet jeśli będzie się to wiązało z długim cytatem poprzedzonym słowami: jak napisała „Rzeczpospolita"...

Chrabota zwrócił uwagę na problem tzw. dziennikarstwa obywatelskiego, które psuje rynek profesjonalistom. – Dziś nie liczy się celny komentarz, ale ten najnowszy. Widzę to, obserwując Twittera – stwierdził.

Olender przyznał, że przestrzeganie praw autorskich jest ważne, ale podkreślił, że Google ich nie łamie, korzystając z krótkich fragmentów tekstów z linkami odsyłającymi: – Trzeba docenić, że przebywanie w wynikach wyszukiwania przynosi zyski wydawcom. Naszej firmie płaci się za to, żeby w nich być. Wydaje mi się więc, że jest to sytuacja korzystna dla obu stron.

Nie zgadza się z nim Chrabota, domagając się zapłaty za korzystanie z treści tworzonych przez dziennikarzy. – „Rzeczpospolita" walczy o przeżycie, a w przypadku Google'a widać, że chodzi tylko o zysk – podsumował naczelny „Rz". —abu