Dystansowanie się szefów amerykańskich korporacji od coraz bardziej izolowanego prezydenta Trumpa, jest nie tylko świadectwem moralnego oburzenia elity Wall Street na wypowiedzi Trumpa po zamieszkach w Charlottesville ale także wyrazem przeświadczenia tej elity, że wypowiedzi prezydenta zagrażają realizacji ambitnego programu ekonomicznego obecnej administracji. Chodzi przede wszystkim o reformę systemu podatkowego i modernizację podupadającej infrastruktury kraju.
Dlatego dyrektorzy i prezesi amerykańskich gigantów gospodarczych uznali, że koszty dalszej współpracy z Trumpem mogą być zbyt duże i dystansują się od niego.
"Zadaniem przywódcy - zarówno w biznesie jak w polityce - jest zbliżenie ludzi do siebie, a nie ich dzielenie" - napisał James "Jamie" Dimon, prezes i dyrektor wykonawczy banku inwestycyjnego J.P. Morgan Chase and Co. w wewnętrznej notatce służbowej, którą ujawnił dziennik „Wall Street Journal” na swoim portalu w czwartek.
Niewzruszony krytyką Donald Trump, rozwiązał w środę dwie komisje doradcze Białego Domu, a w czwartek na Twitterze wyraził żal z powodu usuwania "pięknych pomników" przywódców skonfederowanych stanów Południa USA z okresu Wojny Secesyjnej.
Powodem demonstracji skrajnej prawicy zorganizowanej w ubiegłą sobotę w Charlottesville w południowym stanie Wirginia, było właśnie planowane, przez władze tego miasteczka, usunięcie "pięknego pomnika" gen. Roberta E. Lee jednego z dowódców armii Konfederacji.