Żaden inny zagraniczny przywódca, z wyjątkiem Igora Dodona i Milana Kuczana, nie przyjechał do Moskwy na obchody najważniejszego rosyjskiego święta państwowego.
Bojkot zaczął się w 2014 roku, wraz z rosyjską agresją na Ukrainę. Szczególnie dotkliwie odczuł go Kreml w 2015 roku – na 70. rocznicę zakończenia wojny. Głównym zagranicznym gościem był wtedy na placu Czerwonym prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew, wylewnie witany przez Władimira Putina. – To znak naszych szczególnych stosunków sojuszniczych – podkreślał rosyjski przywódca. Dziesięć lat wcześniej paradę na placu Czerwonym oglądało kilkudziesięciu prezydentów i premierów, w tym Aleksander Kwaśniewski.
Właśnie od 2015 roku Kreml przestał rozsyłać zagraniczne zaproszenia na paradę 9 maja, choć tamtejsi urzędnicy zapewniają, że każdy, kto przyjedzie z zagranicy, będzie serdecznie przyjęty.
Jednocześnie jednak zmniejsza się liczba krajów, w których świętowana jest rocznica radzieckiego zwycięstwa. Dziesięć lat temu parady odbywały się w prawie wszystkich republikach radzieckich – z wyjątkiem państw bałtyckich. Obecnie odbyły się jedynie na Białorusi, w Kazachstanie, Tadżykistanie i Kirgizji. W Uzbekistanie odwołano ją w ostatniej chwili, powołując się na zagrożenie terrorystyczne. „Nie chcemy tu drugiego Petersburga" – powiedział dziennikarzom jeden z uzbeckich urzędników, nawiązując do zamachu terrorystycznego nad Newą 3 kwietnia.
Na Ukrainie 9 maja jest świętem, ale nie ma z tej okazji żadnej parady. W kilku miastach na ulice wyszły pochody. Ich uczestnicy nieśli flagi radzieckie i symbole rosyjskich nacjonalistów. Właśnie z powodu symboli w czterech miastach Ukrainy (w tym w Kijowie) doszło do starć świątecznych manifestantów z różnymi prawicowym grupami ukraińskimi. Około 50 osób zostało rannych, a drugie tyle aresztowała policja „za wykorzystywanie zakazanej symboliki". Na Ukrainie trwa dekomunizacja, prawo zabrania używania radzieckich flag i herbów.