Rz: Ile razy był pan w Chinach?
Maciej Bobrowicz: Chyba pięć. Nie ma jednak jednych Chin. Zróżnicowanie jest ogromne. Azja w ogóle jest bardzo zróżnicowana. Dlatego taka pociągająca. Weźmy jako przykład podróż Jedwabnym Szlakiem. Rozpocząłem ją w Chinach, skończyłem nad Morzem Kaspijskim. Po drodze przemierzyłem cztery pustynie, góry Tien-Szan, zwiedziłem Urumqi, Bucharę, Samarkandę, Chiwę. Niezwykła i fascynująca wyprawa, choć Polacy nie jeżdżą w te rejony zbyt często. Zupełnie inne krajobrazy są w Yunnanie. Tam chodzi się po tarasach ryżowych, a bawoły w wodzie ciągną pługi.
Warunki życia chyba też są bardzo zróżnicowane?
Tak, z jednej strony są piękne wieżowce 24-mln Szanghaju, z drugiej uboga chińska prowincja. W Chinach nie ma jednak nędzy takiej jak chociażby w Indiach. Być może dlatego Indie nie są dziś dla mnie miejscem, które mógłbym polecić jako cel wakacyjnej wyprawy. Przykro patrzeć na ludzi śpiących pod gazetami i umierających na ulicy.
Chiny niesłychanie się bogacą. W Szanghaju jeszcze kilka lat temu po ulicach jeździły głównie motorynki i rowery. Teraz same nowe samochody.