Nie ma wątpliwości, że podwójna kampania wyborcza w 2019 roku – zwłaszcza przed wyborami do Sejmu – będzie najważniejsza od 1989 roku. Zostanie użyty każdy argument, każda taśma. Wszyscy są świadomi stawki. Ale po morderstwie Pawła Adamowicza kurs polityki idzie w kierunku depolaryzacji. Budowanie wspólnoty, wyciszenia konfliktów, zmiany języka. I polityczni stratedzy będą musieli się do tych nowych warunków dostosować. Niektórym przyjdzie to dużo trudniej. „Nowa polityka" nie oznacza oczywiście, że politycy zmienią się w aniołów, a polityczny spór zniknie. Wręcz przeciwnie. Ale jego język i styl będą się zmieniać, bo takie są wymogi nowych warunków. Z liderów obecnych partii opozycyjnych to Władysław Kosiniak-Kamysz najlepiej pasuje do świata „nowej polityki". Ten świat i tak zresztą powoli nadchodził, a wydarzenia w Gdańsku mogły tylko przyspieszyć pewne procesy, które i tak się toczyły. Sondaże już w 2018 roku jednoznacznie wskazywały, że wyborcy po latach ostrego konfliktu coraz bardziej wskazywali właśnie na polityków takich jak lider PSL. On już kilka lat temu podjął strategiczną decyzję, że stawia na przesłanie o wspólnocie i braterstwie oraz inny model opozycyjności niż totalny konflikt. Pasujący zresztą zarówno do jego usposobienia, jak i politycznej historii jego formacji.

PSL od samego początku ustawia się jako konstruktywna opozycja, która w niektórych sytuacjach (jak 500+) jest w stanie poprzeć rząd. Do depolaryzacji pasują zresztą liderzy wszystkich nowych lub względnie nowych sił politycznych, jak Katarzyna Lubnauer czy Robert Biedroń. Wszyscy, którzy nie kojarzą się z logiką totalnej wojny. Też jak Włodzimierz Czarzasty, który nie jest kojarzony bezpośrednio z partyjną polityką. Również Donald Tusk po czterech latach nieobecności w polityce wyszedł z logiki polaryzacji. I już przed 11 listopada mówił o polaryzacji, która uniemożliwia w Polsce realizację projektów strategicznych. – Nie ma powodów, byśmy się nienawidzili – mówił w Krakowie. Te słowa bardzo dobrze oddają klimat obecnych czasów. Po stronie PiS również premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jarosław Gowin – z przesłaniem o wyciszaniu sporów – mogą potencjalnie zyskać na nowym kursie i klimacie polskiej polityki. Gowin mówi o tym kursie od samego początku, Morawiecki po raz pierwszy. PiS ma jednak problem, bo jest rozpięty między tym a potrzebami swojego twardego elektoratu. Dobrze widać to w przypadku sporu o rolę TVP. Ale Morawiecki bardzo efektywnie w ubiegłą niedzielę wyczuł klimat obecnej chwili i zaapelował o zmianę temperatury sporu. Nie koniec na tym. W kręgach rządowych pojawia się nawet pomysł, by zmienił się sposób współpracy z opozycją w Sejmie. Wspominał o tym Michał Dworczyk, jeden z najbliższych współpracowników premiera Morawieckiego. Pytanie, czy PiS będzie w tym konsekwentny.

Jeśli kurs na wyciszenie nastrojów się utrzyma – co przede wszystkim wymaga zmian oczekiwań elektoratów – to najwięcej trudności z przestawieniem się mogą mieć liderzy PiS i PO. Krytyka nieobecności Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie i słów Schetyny o tym, że nie do niego jest skierowane przesłanie o. Wiśniewskiego, najlepiej to pokazują. Ale to oni są najsilniejszymi politykami w swoich formacjach i trzymają wszystkie karty. Dlatego tak wiele od nich zależy.