NBP szacuje, że w ub.r. w Polsce pracowało około 770 tys. obywateli Ukrainy, w tym roku o 150 tys. więcej. Mimo to polskie firmy wciąż skarżą się na trudności ze znalezieniem pracowników i uważają to za największą barierę rozwoju.

Gdyby imigracja z Ukrainy ustała, polska gospodarka miałaby poważny problem. Tymczasem takie ryzyko istnieje. – Wskutek emigracji na Ukrainie borykamy się z poważnym niedoborem siły roboczej. Jestem przekonany, że gdy gospodarka zacznie się rozwijać, chętnych do wyjazdu ubędzie – powiedział Oleg Dubish, prezes polsko-ukraińskiej izby handlowej na Ukrainie, jeden z uczestników debaty „Imigranci zarobkowi z Ukrainy na polskim i europejskim rynku pracy".

Jak dodał, w regionie Lwowa trudno dziś znaleźć pracownika za 600 hrywien dziennie (około 82 zł). Dla porównania, według NBP w Polsce obywatel Ukrainy zarabia przeciętnie 2100 zł netto miesięcznie.

Zdaniem Krzysztofa Inglota, prezesa firmy rekrutacyjnej Personnel Service, Lwów to jednak specyficzny region, a dysproporcje płacowe między Polską a Ukrainą sprawią, że jeszcze przez pięć–dziesięć lat imigracja zza wschodniej granicy nie ustanie. Nie zmieni tego również zniesienie obowiązku wizowego w ruchu między Ukrainą a całą UE, bo obywateli tego kraju do Polski przyciągają nie tylko wysokie płace, ale też bliskość językowa, kulturowa i geograficzna.

– Musimy jednak wprowadzać zachęty do osiedlania się Ukraińców w Polsce, a nie tylko do okresowej pracy – dodał. ©?—GS