U progu XXI stulecia Norwegia sprawia wrażenie kraju, gdzie udało się zrealizować większość ideałów, o które lewica europejska toczyła boje przez ostatnich dwieście lat: połączyć równouprawnienie z wolnością i sprawiedliwością – i przy okazji dojść do bajecznej fortuny. Norweskie bogactwo to nie tylko główne źródła energii: nafta, gaz i woda oraz jeden z najwyższych PKB per capita na świecie; jak zobaczymy, obejmuje ono również długą tradycję pokojowego rozwoju nastawionego na wspólnotę, a także umiejętność współpracy, politykę emancypacji, jeden z najlepszych na świecie systemów opiekuńczych, zapierające dech w piersi krajobrazy oraz tożsamość zbudowaną na harmonijnym współżyciu z przyrodą.
W 2016 roku, w raporcie Programu Narodów Zjednoczonych do spraw Rozwoju (UNDP), opartym na wskaźniku Human Development Index, Norwegia została – już po raz trzynasty – uznana za „najlepszy na świecie kraj do życia". Nie dość na tym: według UNDP Norwegia jest także najlepszym na świecie „krajem dla matek" (z najdłuższym i najlepiej płatnym urlopem macierzyńskim, zasiłkami na dzieci i dostępem do żłobków i przedszkoli). W 2017 roku znaczna część norweskiej klasy politycznej (w tym premier, minister finansów i szef jednej z partii opozycyjnych) to mądre kobiety, które umieją współpracować z opozycją. Nie wspominając o tym, że Norwegia może się poszczycić jednym z najwyższych poziomów zatrudnienia kobiet – jest to fakt, który przyczynił się dowodnie do zwiększenia efektywności państwa dobrobytu. Mało tego: według World Happiness Report 2017 Norwegia jest również krajem najszczęśliwszych ludzi na świecie. Zbyt dobre, by było prawdziwe?
Zanim odpowiem na to pytanie: pod względem kulturowym i politycznym Norwegia jest anomalią we współczesnej, turbulentnej Europie. Wiele wskazuje na to, że europejskie marzenie o nowym porządku świata, zbudowanym na narodowej gospodarce rynkowej i pokojowej koegzystencji między kulturami, chwieje się w posadach. Jak to przewidział Ryszard Kapuściński, weszliśmy w epokę destabilizacji, populistycznych demagogów i ekstremizmu. A jednak nawet tak trzeźwy myśliciel jak John Gray, który wieszczy koniec demokratycznego kapitalizmu, wskazuje na Norwegię jako na wyjątek. W 2014 roku każdy obywatel państwa norweskiego rodził się z milionem koron (pięćset tysięcy złotych) na koncie – dzięki legendarnemu norweskiemu funduszowi naftowemu, który jest największym funduszem emerytalnym na świecie. Na początku XXI wieku Norwegia wydaje więcej niż jakikolwiek inny kraj na świecie na finansowanie równości, demokracji i dobrobytu – zarówno u siebie, jak i za granicą. Gdziekolwiek toczy się wojna, Norwegowie mają rozwiązanie. Nikt nie ma większej armii negocjatorów pokojowych, nikt nie był tak wszędobylski w trakcie rokowań pokojowych na Bliskim Wschodzie, w Kolumbii, Gwatemali, Sudanie, Erytrei, Tanzanii, Sri Lance. Pal licho, że oprócz eksportu dobroci Norwegia jest też jednym z największych światowych eksporterów broni. Liczy się to, że z początkiem nowego millenium norwescy stratedzy polityczni oraz media zdołali przekonać zarówno zwykłego obywatela, jak i społeczność międzynarodową, że ich kraj jest żywym ucieleśnieniem odwiecznego marzenia ludzkości o pięknie, dobrostanie i pokojowym współistnieniu.
Żadnemu innemu państwu nie udał się taki narodowy branding. (...) Dawni wikingowie awansowali nie tylko z krwiożerczych berserków na cywilizowanych, pokojowych rozjemców. Norwegia funkcjonuje dziś zarówno jako światowe eldorado, jak i jako moralne supermocarstwo. To połączenie, niebywałe we współczesnej geopolityce, brzmi wręcz jak historia z bajki. Czyż nie jest tak, że na „mitycznej" mapie świata bogacze i krezusi to zawsze bad boys? Tak jest wszędzie – z wyjątkiem Norwegii – „najlepszego kraju na świecie".
Ale to nie koniec historii. (...)