Holokaust dotyczył nas wszystkich czyli pół wieku po „Nowoczesności i Zagładzie”

Ostatecznego rozwiązania nie dokonali żądni krwi socjopaci. Wdrożyła je w życie armia rzetelnych i skrupulatnych urzędników, a prywatnie – przykładnych mężów i kochających ojców. Nasze wyobrażenia o tym, kim jest człowiek i do czego jest zdolny, domagają się więc rewizji.

Publikacja: 11.05.2018 15:00

Określenie „fabryki śmierci” ukuto nieprzypadkowo. Obozy były nowoczesnymi zakładami przemysłowymi,

Określenie „fabryki śmierci” ukuto nieprzypadkowo. Obozy były nowoczesnymi zakładami przemysłowymi, w których zamiast pasty do zębów albo traktorów masowo produkowano ludzkie trupy. Postępy prac śledzono – dokładnie tak samo, jak robi się to w nowoczesnych przedsiębiorstwach – z menedżerską skrupulatnością, opierając się na wykresach i danych statystycznych.

Foto: EAST NEWS, Łukasz Kalinowski

Nigdy więcej!" – to moralne przyrzeczenie stało się fundamentem powojennego Zachodu. Po bezprecedensowych tragediach II wojny światowej w jednym zgadzano się powszechnie. Należało uczynić wszystko, aby Holokaust – lub szerzej: masowa eksterminacja ludzi – nie mógł się powtórzyć. Z tym hasłem w sercach przywódcy zwaśnionych do niedawna państw przystąpili do budowania zjednoczonej Europy, a miliony zwykłych obywateli – do żmudnego podnoszenia jej z ruin.

A jednak możliwość wystąpienia ludobójstwa nie zniknęła. Nie z braku dobrej woli czy politycznych chęci. Po prostu dlatego, że masowa eksterminacja to nieusuwalna część nowoczesnego świata. Nie da się jej „puścić z dymem". Tę bulwersującą tezę sformułował przed laty Zygmunt Bauman w głośnej książce „Nowoczesność i Zagłada". Dziś, ponad rok od śmierci znanego socjologa, warto ją przypomnieć.

Czym była Zagłada?

Cień Holokaustu wisiał nad odradzającą się po wojnie Europą, przypominając uporczywie o tym, o czym większość jej mieszkańców wolałaby zapomnieć. Świadomość tego, co się stało, obezwładniano więc, by nie burzyła dobrego snu i nie przeszkadzała w trudach odbudowy. Dokonywano tego na dwa sposoby. Pierwszy polegał na uznaniu Zagłady za sprawę stricte żydowską. Widziano więc w niej tragiczną w skutkach erupcję wielowiekowego i powszechnego w Europie antysemityzmu – przesądu nieporównywalnego z żadnym innym. Ujmowany w tej perspektywie Holokaust był rzeczą bez precedensu i bez konsekwencji. Zdarzeniem jedynym w swoim rodzaju i – z definicji – niepowtarzalnym. Był historyczną anomalią; monstrualnym wprawdzie, ale jednak tylko wyjątkiem. Studia nad nim mogły co najwyżej powiedzieć coś o owym osobliwym zwyrodnieniu, ale nic poza tym. Zagłada nie naruszała w żaden sposób tego, co wiemy o nowoczesnej cywilizacji czy ludziach, którzy ją tworzą.

Druga metoda obezwładniania traumy była krańcowo odmienna. Przedstawiała Holokaust jako kolejny (ekstremalny) przykład nietolerancji, przesądu czy agresji. Słowem, rzeczy, z którymi nowoczesna cywilizacja walczy, ale i z którymi musi współistnieć, przynajmniej do czasu, aż znajdzie na nie jakieś „ostateczne rozwiązanie". Zagłada była w tym kontekście uznawana za coś „naturalnego". Stanowiła kolejny epizod tej samej, odwiecznej rzezi, jaką ludzie sobie nawzajem urządzają. Dawniej dokonywano jej za pomocą siekier i mieczy, potem przeszliśmy do armat, aż wreszcie w XX stuleciu przyszła kolej na bombę atomową i komory gazowe. Nowe są tu jednak tylko narzędzia, po jakie ludzie sięgają. Sama istota rzeczy, sam mechanizm działania jest natomiast odwieczny. Nie może nam powiedzieć o człowieku niczego, o czym nie wiedzielibyśmy wcześniej.

W swojej książce Bauman zdecydowanie zerwał tak z jedną, jak i z drugą interpretacją. Ze swadą argumentował, że Zagłada nie była sprawą wyłącznie żydowską. Dotyczyła – i wciąż dotyczy – nas wszystkich. Nie można jej odłożyć na półkę z historycznymi osobliwościami ani zamknąć pod szklanym kloszem jako jeden więcej muzealny eksponat. Przeciwnie: jest zdarzeniem, które pozwala dostrzec w projekcie nowoczesnego społeczeństwa coś, co wcześniej pozostawało niewidoczne. W tym (i tylko w tym) sensie Zagłada była bezprecedensowa: wprowadziła istotne novum do tego, jak pojmujemy samych siebie oraz nowoczesny świat, w którym żyjemy.

Na przemysłową skalę

Czego się zatem dowiedzieliśmy? Przede wszystkim tego, że między nowoczesnością a Holokaustem nie ma żadnej zasadniczej sprzeczności. Przeciwnie: przeprowadzona w możliwie najefektywniejszy sposób, szczegółowo zaplanowana i precyzyjnie zrealizowana eksterminacja na masową skalę jest czymś doskonale wpisującym się w nowoczesną cywilizację. Nie jako jej nieuchronna konsekwencja, ale zawsze obecna możliwość. Zagłada stanowiła doskonały przykład zastosowania nowoczesnej aparatury do realizacji starego jak świat celu. Określenie „fabryki śmierci" ukuto nieprzypadkowo. W rzeczy samej, obozy były nowoczesnymi zakładami przemysłowymi, w których zamiast pasty do zębów albo traktorów masowo produkowano ludzkie trupy. Postępy prac śledzono – dokładnie tak samo, jak robi się to w nowoczesnych przedsiębiorstwach – z menedżerską skrupulatnością, opierając się na wykresach i danych statystycznych. Zagłada działała zgodnie z odpowiednio rozplanowanym procesem, począwszy od przetransportowania „zasobów" do obozu, poprzez możliwie sprawne zaprowadzenie ich do komór gazowych, na pozbywaniu się tysięcy trupów w krematoriach skończywszy. Cel wyznaczył Führer, ale najefektywniejszą metodę jego realizacji wypracowała machina biurokratyczna nowoczesnego państwa. Adolf Hitler – ten ludzki bukłak wypełniony po brzegi nienawiścią do Żydów – nie byłby w stanie przeprowadzić operacji Zagłada, gdyby rzetelni urzędnicy III Rzeszy nie przekształcili jej w par excellence nowoczesny projekt: starannie zaplanowany, sprawnie zorganizowany, konsekwentnie wdrożony.

„Prawda jest taka – podkreślał w swojej książce Bauman – że każdy ze »składników« Zagłady – każdy z tych drobnych elementów, które uczyniły ją możliwą – był czymś normalnym. Nie chodzi o to, że okazywał się czymś znajomym, jeszcze jedną odmianą gatunkową w wielkiej klasie zjawisk dawno już opisanych, wyjaśnionych i przyswojonych (przeciwnie, doświadczenie Zagłady stanowiło coś nowego i nieznanego), był »normalny« w znaczeniu pełnej zgodności z tym wszystkim, co wiemy na temat naszej cywilizacji, jej przewodniego ducha, jej priorytetów, zawartej w niej wizji świata oraz przyjętych przez nią sposobów dążenia do zapewnienia ludziom szczęścia w ramach idealnego społeczeństwa".

Obserwując podczas procesu w Jerozolimie Adolfa Eichmanna, głównego architekta Holokaustu, coś podobnego dostrzegła Hannah Arendt. W Eichmannie nie dopatrzyła się niczego nadzwyczajnego. „Jest bardziej normalny niż ja po zbadaniu go" – diagnozował jeden z psychologów. W rzeczy samej: Holokaust był zbrodnią bez przesądów, przeprowadzoną na chłodno, starannie wykalkulowaną. Ostatecznego rozwiązania nie dokonali żądni krwi socjopaci. Wdrożyła je w życie armia rzetelnych i skrupulatnych urzędników, a prywatnie – przykładnych mężów i kochających ojców. W Holokauście nie było nic nieludzkiego. To nasze wyobrażenia o tym, kim jest człowiek i do czego jest zdolny, domagają się rewizji.

Źródła moralności

Również tym zagadnieniem zajmował się w swojej książce Bauman. „Nowoczesność i Zagłada" to bowiem nie tylko studium Holokaustu, ale także rozprawa o źródłach ludzkiej moralności. Polski socjolog, opierając się na szerokim materiale dowodowym, odrzucał tradycyjną wizję społeczeństwa jako twórcy i regulatora zachowań moralnych. Jak twierdzili zwolennicy tego poglądu, to społeczny nadzór pozwalał promować postawy moralnie uporządkowane, odpowiedzialne, umiarkowane. To on był tamą pozwalającą utrzymać w ryzach targające ludźmi niskie, zwierzęce namiętności. Nic bardziej błędnego, stwierdzał Bauman, przyglądając się eksperymentom Milgrama i Zimbardo. „Moralność nie jest wytworem społeczeństwa, lecz przedmiotem jego manipulacji – czymś, co społeczeństwo wykorzystuje, przeorganizowuje lub zagłusza". Co więcej, właśnie nowoczesne metody manipulacji moralnym „materiałem" okazywały się szczególnie skuteczne. Z zaskakującą łatwością można było za ich pomocą nakłonić całkowicie normalnych ludzi do popełniania nieludzkich zbrodni.

Kluczem umożliwiającym dokonanie tej diabelskiej sztuczki okazało się „zapośredniczanie działania, dzielenie go na etapy i wyodrębnianie". Dzięki temu nikt nie ponosi odpowiedzialności za to, co się dzieje. Każdy zobowiązany jest tylko należycie zająć się swoim kawałkiem pracy. Jedni nadzorują więc ruch pociągów, inni nimi kierują, jeszcze inni – zajmują się rozładunkiem stłoczonych w nich ludzi i skierowaniem ich do komór gazowych. Jeszcze inna osoba zamknie śluzę, gdy komora się zapełni; kto inny – uwolni cyklon B; ktoś inny jeszcze – usunie trupy i zdezynfekuje pomieszczenie, by mogła do niego wejść następna grupa. Oto szokujący dla nowoczesnej świadomości wniosek: „im racjonalniej zorganizowane jest działanie, tym łatwiej zadawać cierpienie". By zostać zbrodniarzem, nie trzeba więc kipieć nienawiścią do Żydów czy jakiejkolwiek innej grupy ludzi. Wystarczy działać w zgodzie z przyjętą normą, rzetelnie wykonywać powierzoną nam przez społeczeństwo pracę. „Najbardziej przerażającą nowiną, jaką przyniosły nam Zagłada oraz to, czego dowiedzieliśmy się o jej sprawcach, nie była myśl o tym, że mogliśmy się znaleźć na miejscu ofiar, ale świadomość tego, iż mogliśmy się znaleźć na miejscu oprawców" – konkludował Bauman.

Jak zatem uchronić się przed złem? Gdzie szukać źródeł moralności? Idąc śladami wybitnego żydowskiego myśliciela Emmanuela Levinasa, Bauman dopatrywał się ich w bezpośrednim doświadczeniu człowieka. To „twarz Innego" – rozumiana nie dosłownie, lecz symbolicznie – miała tworzyć moralny imperatyw, zgodnie z którym nie powinniśmy krzywdzić ani zabijać naszych bliźnich. Czy tak jest w istocie? Mam wątpliwości. W Innym równie łatwo jest bowiem dostrzec Obcego – podczłowieka, z którym zrobić można wszystko, nie ponosząc za to żadnych moralnych konsekwencji. Twarz kogoś bezbronnego może zrodzić w nas nakaz niezadawania krzywdy, ale może również – dokładnie odwrotnie – być osobliwym zaproszeniem do zbrodni. Oto ktoś pozbawiony ochrony, komu mogę zadawać cierpienie, nie ponosząc żadnych konsekwencji – ba!, odbierając nawet pochwały i wyrazy uznania. Zgadzam się więc z Baumanem, że społeczeństwo nie wytwarza moralności, ale ją przetwarza. Ale to nie znaczy, że indywidualne odruchy serca są ostoją etyki. Mogą nimi być, lecz mogą również być siedliskiem rzeczy ciemnych i niebezpiecznych. Źródła moralności pozostają zagadką; człowiek – tajemnicą.

Te same mechanizmy

Kiedy oglądamy się wstecz na okropieństwa XX wieku, kusi nas, by westchnąć: „Jak dobrze, że to się nie może powtórzyć". W swojej książce Bauman odzierał czytelników i z tego złudzenia. „Warunki sprzyjające dokonaniu ludobójstwa mają (...) szczególny, lecz nie wyjątkowy charakter. Występują rzadko, lecz nie są czymś nadzwyczajnym. Nie będąc immanentną cechą nowoczesnego społeczeństwa, nie są także zjawiskiem całkowicie mu obcym. W kontekście nowoczesności ludobójstwo nie jest ani odstępstwem od normy, ani przypadkiem wadliwego funkcjonowania systemu. Pokazuje jedynie, do czego mogą prowadzić niepowściągane i niekontrolowane racjonalizacyjne i inżynieryjne ambicje nowoczesności w sytuacji rzeczywistego zaniku pluralizmu sił społecznych, który zakłada nowoczesny ideał racjonalnie zarządzanego i w pełni nadzorowanego, pozbawionego konfliktów wewnętrznych, zdyscyplinowanego i uporządkowanego społeczeństwa".

Wiele z charakterystycznych dla Zagłady mechanizmów funkcjonuje również dzisiaj. Strategia separacji pozostaje żywa i działa z tą samą co w ubiegłym stuleciu skutecznością. Wiedzą o tym choćby operatorzy wojskowych dronów, którzy jednym naciśnięciem guzika decydują o zrzuceniu bomb w miejscu oddalonym o tysiące kilometrów, którego zarys widzą na ekranie komputera. Zasada efektywności rządzi niepodzielnie przemysłem mięsnym i pozwala kulturalnym, dobrze wychowanym Europejczykom tuczyć zwierzęta sterydami, trzymać je w klatkach, w których nie mogą się ruszyć (dzięki czemu nie spalają niepotrzebnie tłuszczu), a następnie przemysłowo uśmiercać i dostarczać na rynek. Zarówno infrastrukturalne, jak i kulturowe warunki Zagłady nie zostały więc usunięte.

Czy zatem Holokaust 2.0 to nasze nieuniknione fatum? Z faktu, że coś jest możliwe, nie wynika jeszcze, że się wydarzy. Niemniej jednak powinno dawać do myślenia. Nic tak nie usypia moralnej czujności jak przekonanie, że udało nam się opanować dawne demony. Zamiast powtarzać: „Nigdy więcej!", lepiej powiedzieć: „To się zawsze może powtórzyć".

Jan Tokarski (1981) – eseista, historyk idei. Niebawem w Bibliotece Kwartalnika „Kronos" ukaże się jego nowa książka pt. „Zderzenia".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Nigdy więcej!" – to moralne przyrzeczenie stało się fundamentem powojennego Zachodu. Po bezprecedensowych tragediach II wojny światowej w jednym zgadzano się powszechnie. Należało uczynić wszystko, aby Holokaust – lub szerzej: masowa eksterminacja ludzi – nie mógł się powtórzyć. Z tym hasłem w sercach przywódcy zwaśnionych do niedawna państw przystąpili do budowania zjednoczonej Europy, a miliony zwykłych obywateli – do żmudnego podnoszenia jej z ruin.

A jednak możliwość wystąpienia ludobójstwa nie zniknęła. Nie z braku dobrej woli czy politycznych chęci. Po prostu dlatego, że masowa eksterminacja to nieusuwalna część nowoczesnego świata. Nie da się jej „puścić z dymem". Tę bulwersującą tezę sformułował przed laty Zygmunt Bauman w głośnej książce „Nowoczesność i Zagłada". Dziś, ponad rok od śmierci znanego socjologa, warto ją przypomnieć.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami